Tytułowy palindrom to zasada rządząca akcją w najnowszym filmie Christophera Nolana. Twórca "Incepcji" i "Interstellara" po raz kolejny sięga po teorie naukowe, które przekłada na fabułę. Jednocześnie, reżyser za pomocą metafory, zawiera przesłanie jak najbardziej aktualne: "każde pokolenie walczy dla siebie".
Proekologiczna wymowa jest wzbogacona katastroficzną przestrogą w postaci bezdusznego, chorego Andreia Satora (Kenneth Branagh). Nie brak również głosu profeministycznego w ustach Hinduskiej bohaterki, Priyi (Dimple Kapada): w męskim świecie kobieta musi zasłaniać się mężczyzną. W końcu, głównym bohaterem jest czarnoskóry Protagonista (John David Washington).
Bezimienny szpieg musi uratować świat przed umierającym Satorem, który chce, by razem z jego śmiercią, nadszedł koniec dla wszystkich. Aby do tego nie dopuścić, Protagonista wykorzystuje żonę Andreia, Kat (Elizabeth Debicki), pozornie klasyczną femme fatale, w rezultacie bliżej jej do Ilsy Lund (Ingrid Bergman) z najlepszego melodramatu - zresztą, "Casablanca" jest tutaj cytowana bardzo wymownie przez fizyka, Neila (Robert Pattinson), wspierającego Protagonistę w działaniach. Tropem do odczytania bohatera jest biały garnitur, jaki nosił Brendan Fraser w drugiej ekranizacji "Amerykanina" na podstawie nieodżałowanego Johna Le Carre'a.
Warto zwrócić uwagę na takie szczegóły, jak logo Freeportu czy uchwyty w kształcie labiryntu. Takich easter eggów jest w filmie znacznie więcej. Nolan umiejętnie łączy cechy kilku gatunków w najnowszej produkcji, zapewniając ucztę intelektualną w odbiorze dla fanów kina szpiegowskiego, sensacyjnego i kina akcji w jednym, a przede wszystkim dla zwolenników konkretnych teorii podróży w czasie.
Odnośnie do koncepcji spotkania siebie z przeszłości i przyszłości, reżyser pozostaje w zgodzie z klasyką: zetknięcie się ze sobą w kontakcie bezpośrednim skutkuje anihilacją. Doskonale przedstawione działanie wstecz, wraz z mówieniem od tyłu (tak dobrze znane z "Miasteczka Twin Peaks") to zapobieganie w przeszłości skutkom z przyszłości, jakie znamy z "Terminatora" czy "Loopera". Koncepcja ratowania świata, który jest na skraju zagłady, a unicestwienie tego procesu może nastąpić tylko w przeszłości to przecież punkt wyjścia dla "12 małp" Terry'ego Gilliama. Pojawia się także paradoks dziadka - czy zabicie przodka powoduje samounicestwienie?
Bohaterowie "Tenetu" nie zawsze otrzymują odpowiedzi na swoje egzystencjalne pytania, ponieważ, w tym przypadku, niewiedza to broń. Nolan jest także scenarzystą swojego filmu, doskonale rozpisał dwuczasowe działanie kołowrotu, maszyny umożliwiającej cofanie się w czasie, powodującego czasowy manewr okrążający, kluczowy dla fabuły. Podobna machina, w mniej skomplikowany sposób, pozwalała uzdrawiać w kultowych "Gwiezdnych wrotach" Rolanda Emmericha. Clue odwołań to dziewięć elementów składających się na urządzenie, rozmieszczonych w różnych częściach świata.
Nie brak również porównania autorki algorytmu do Roberta Oppenheimera, twórcy bomby atomowej. Co istotne, bomba, która mogła zmienić świat, nie musiała powstać. To, co destrukcyjne, nie oznacza: żeńskie. Dywagacje Protagonisty i głównego antagonisty, dotyczą wiary: bez niej człowiek jest szaleńcem. Ponieważ liczy się przetrwanie, to potomni uruchomili mechanizm, który ma zapobiec katastrofie: bez pewnego spojrzenia wstecz i refleksji na temat teraźniejszych działań, przyszłości może nie być, zatem działania muszą zostać podjęte niezwłocznie.
Na sukces filmu składa się wiele czynników: to nie tylko umysł, wyobraźnia i reżyseria Nolana, to także świetna obsada czy dobre zdjęcia Hoytego van Hoytemy. Operator poprzez nagłe cięcie kadrów ułatwia rozpoznanie odwrócenia czasu akcji. Imponujące są sceny pościgu oraz przyjętego punktu widzenia bohatera w zależności od linii czasowej. Crème de la crème to muzyka Ludwiga Göranssona, miejscami wpadająca w tony genialnej ścieżki dźwiękowej Jamesa Newtona Howarda i Hansa Zimmera z "Mrocznego rycerza". Również kompozytor poprzez szarpane, urywkowe brzmienie, sugeruje nam daną linię czasu.
Po tym filmie John David Washington nie powinien być już postrzegany jako syn swojego ojca, Denzela. To zdobywca Oscara za rolę pierwszoplanową w "Dniu próby" (do tej produkcji również nawiązano bardzo udaną sekwencją) powinien mówić o sobie: ojciec Johna Davida. Partnerujący mu Pattinson zaczyna skutecznie odcinać się od roli brokatowego wampira z serii "Zmierzch".
Bardzo wiarygodnie zagrała Debicki. Urodzona we Francji aktorka o polskich korzeniach potwierdza swoją klasę. Również pojawiająca się w epizodzie Clémence Poésy, znana z francusko-angielskiej wersji skandynawskiego "Mostu" ("Tunel") czy Aaron Taylor-Johnson stworzyli wyraziste postaci. To charakterystyczne dla Nolana, że aktorzy nawet w dalszoplanowych rolach, jak Himesh Patel jako Mahir są charakterystyczni.
Ukoronowaniem tej części obsady jest występ samego Sir Michaela Caina. Natomiast Kenneth Branagh, ostatnio w kiepskiej kondycji reżyserskiej, jako aktor wraca do szekspirowskiego źródła swojego geniuszu. Jako aktor, Brytyjczyk nadaje Learowski ton w kreacji swojej postaci.
"Tenet" to znany schemat w nieoczywistym rozwiązaniu: odwróceniu ruchu. Nawet okładka wydania dvd sugeruje rozwój akcji. Proste i zarazem genialne.
Recenzja powstała dzięki współpracy z Galapagos - dystrybutorem filmu na DVD.