W ostatnim czasie miałem okazję zobaczyć dwa ciekawe francuskie horrory. Pierwszy to „Frontière(s)”, który jest niezwykle krwawą sieczką podpartą ideologią nazistowską i nawiązuje do najlepszych slasherów lat 80-tych, z tą drobną różnicą, że fabuła w żaden sposób nie mierzi widza. Podobnie jest w przypadku drugiej pozycji, która właśnie weszła na ekrany polskich kin, a która wyszła spod ręki Pascala Laugiera - „Martyrs. Skazani na strach”, z tym że tu elementów typowych dla slashera jest niewiele.
„Martyrs” opowiada historię dwóch kobiet, Lucie i Anny. Ta pierwsza przeżyła w dzieciństwie prawdziwy koszmar, będąc przez rok torturowana i wykorzystywana przez nieznanych sprawców. Po ucieczce trafia do szpitala psychiatrycznego, gdzie poznaje młodszą od siebie Annę, jedyną osobę, która potrafi dotrzeć do wnętrza jej psychiki. Kilkanaście lat później do domu pewnej rodziny wdziera się kobieta, która bez skrupułów zabija wszystkich jej mieszkańców. Dręczona koszmarami z dzieciństwa Lucie w końcu dopina swego i mści się na swoich oprawcach myśląc, że dzięki temu odnajdzie spokój. Dla niej był to koniec koszmaru, ale dla Anny on dopiero się rozpoczął.
„Martyrs” zdecydowanie wyróżnia się na tle innych horrorów. Od strony psychologicznej prezentuje się wręcz wybornie. Laugier umiejętnie przedstawił reakcję dwóch różnych postaci na tę samą sytuację, rozciągniętą (i przy okazji dzielącą film) na dwie, łączące się ze sobą, historie. W pierwszej, niewinność zostaje pochowana w młodym wieku, a zastępuje ją narastająca psychoza. Całe to szaleństwo spowodowane jest brakiem umiejętności radzenia sobie z samym sobą i własnymi demonami, przez co do odpowiedzialności za wyrządzone w przeszłości krzywdy pociągane są osoby postronne, w tym nawet te najbliższe. W drugiej, poznajemy ofiarę tej narastającej psychozy, która poprzez swoją empatię i brak asertywności wplątuje się w sidła nieswojego koszmaru, na który, wydawałoby się, nie jest przygotowana. Jej bezsilność doprowadza do tego, że daje ciche przyzwolenie na to, aby oprawcy robili z nią wszystko, na co przyjdzie im ochota. Poniekąd jest to ludzka reakcja na sytuację, z której nie ma wyjścia. Chowanie się za gardą własnej psychiki to najczęstszy sposób ucieczki przed rzeczywistością, zwłaszcza tą w najbrutalniejszej postaci.
Całość jest bardzo dobrze stopniowana przez klimat, jaki Laugier tworzy. Surowe zdjęcia, podparte odpowiednią ścieżką dźwiękową, budują klimat odrealnionej psychozy, w którą trudno uwierzyć samym bohaterom. Bardzo udanym zabiegiem jest sposób prowadzenia akcji. Przez pierwszą część filmu na ekranie panuje dynamizm, jakiego nie powstydziliby się najlepsi twórcy filmów sensacyjnych. Znowu druga część jest bardziej spokojna, wysublimowana, odarta z dialogów, każąca widzom przyglądać się procesowi kształtowania człowieka poprzez przekraczanie granic bólu.
W „Martyrs” chodzi właśnie o ból, o cierpienie, które pozwala człowiekowi zbliżyć się do granicy życia i śmierci, przez którą można na chwilę zajrzeć. Metafizyka i wędrówka dusz to główny wątek spajający całą historię. Powiedzenie „cierpienie uszlachetnia” w przypadku tego filmu nabiera nowego znaczenia - tego najbardziej brutalnego, ale też ta brutalność wciąga widza nawet mimo swej odrażającej formy. Trzeba przyznać, że Laugierowi udało się stworzyć prawdziwe studium cierpienia przy zastosowaniu minimalnych, momentami, środków przekazu, przez co jego dzieło wzbudza skrajne odczucia - od żywego zainteresowania po odruchy wymiotne.
Francuzi pokazali kolejny raz, że potrafią zrobić naprawdę dobry horror, który (co chyba jest najistotniejsze) nie jest bezmyślny, a obok częstowania widza dawką strachu, porusza tematykę egzystencjalną, zahaczając o wierzenia i przekonania. Takiej mieszanki już dawno nie oferował żaden film, przez co „Martyrs. Skazani na strach” jest jedną z najciekawszych i najbardziej oryginalnych pozycji kina europejskiego.