Sam Mendes w 2000 roku przebojem wdarł się do świata kina zdobywając Oscara za „American Beauty”, którego główny bohater cierpiał na niezadowolenie z życia. Po dziewięciu latach powraca do tej tematyki z „Drogą do szczęścia”.
Film zaczyna się sceną, w której Frank (Leonardo DiCaprio) uwodzi młodą aktorkę April (Kate Winslet). Następnie widzimy ich już jako małżeństwo, w dość skomplikowanej sytuacji. Po nieudanej premierze sztuki teatralnej, kiedy Frank próbuje pocieszyć rozbitą małżonkę, dochodzi do kłótni. Wtedy Frank zabiera nas ze sobą do pracy, która nie jest szczytem jego ambicji. Jednym słowem ich życie z pozoru urozmaicone okazuje się być bez oznak nadzwyczajności. Przeprowadzka do ślicznego domu przy Revolutionary Road ma być nowym źródłem świeżości w ich wspólnej egzystencji. Kiedy i to nie skutkuje, April wpada na dość rewolucyjny pomysł, mianowicie, aby przeprowadzić się do Paryża.
Gra aktorska bez zarzutów. Oczywiście tegoroczna zdobywczyni Oscara Kate Winslet prezentuje wysoki poziom. Leonardo DiCaprio ze względu na nieco chłopięcą urodę nie pasuje do końca do roli sfrustrowanego męża. Michael Shannon wcielił się w drugoplanową postać- Johna Givingsa, mającego problemy natury psychicznej syna znajomych, który wziął na siebie wyartykułowanie wszystkich emocji i uczuć, które zaobserwował w Wheelerach. Dzięki temu łatwiej zrozumieć ten skomplikowany film. Złośliwi mogliby stwierdzić, że trzeba być wariatem, żeby zrozumieć o co tak naprawdę chodziło.
Polski dystrybutor wprowadził po raz kolejny widzów w błąd nadając nieco mylący tytuł. Bowiem „Droga do szczęścia” brzmi jak kolejna lekka komedia romantyczna. Z drugiej strony „Droga Rewolucyjna” kojarzyłaby się z naszymi wschodnimi sąsiadami. Revolutionary Road to nazwa ulicy przy której Wheelerowie zamieszkali oraz, jak można przypuszczać, metaforyczne określenie ich planu zmiany znienawidzonej codzienności. Szczerze żal mi tych par, które wybierając się do kina na film, który miałby wprowadzić ich w romantyczny nastrój, wychodzą po seansie po sporej dawce „okrutnej prawdy” o związkach, podważającej miłość i zaufanie. Obraz ten to znakomite katharsis dla ludzi szczęśliwych i swego rodzaju rozgrzeszenie dla singli i rozwodników.
Smaczku całej historii dodają odtwórcy głównych ról, nie tylko ze względu na kreację w „Drodze do szczęścia”, ale ich wcześniejsze filmowe wcielenia. Jak dobrze pamiętamy, Kate Winslet i Leonardo DiCaprio spotkali się ponad dziesięć lat temu na planie kasowego „Titanica”, przeżywając najcudowniejsze chwile swojego życia na pokładzie statku. Zainteresowany odbiorca zauważyłby kilka podobieństw pomiędzy Jackiem i Rose a Wheelerami. Całe szczęście, że Cameron zakończył historię tamtej miłości w lodowatej wodzie Atlantyku, co nie pozwoliło Mendesowi przy pomocy ukazania rutynizacji romantyczności zniszczyć wyobrażenia o niej.
Jeśli kiedykolwiek miałbym obejrzeć „Drogę do szczęścia” raz jeszcze to chciałbym wyłączyć się tak, jak w końcowej scenie staruszek wyciszający aparat słuchowy do minimum, tylko po to, by nie słuchać już marudzącej towarzyszki swojego zwyczajnego życia.