II wojna światowa, obozy pracy, kontrowersyjny problem zagłady Żydów. Wydaje się, że w tej kwestii wszystko już zostało powiedziane. Czy mimo to, podejmując się tego tematu można stworzyć dzieło niebagatelne? Okazuje się, że można. Wystarczy zmienić perspektywę postrzegania rzeczywistości i ukazać obóz koncentracyjny widziany oczami ośmiolatka.
Akcja filmu rozgrywa się w czasach II wojny światowej. Główny bohater to ośmioletni Bruno, syn niemieckiego oficera. Jego życie zmienia się w dniu przeprowadzki do nowego domu. W poszukiwaniu przyjaciół, z którymi mógłby się bawić, dociera do „gospodarstwa”, które obserwuje z okien swego pokoju. Tam też poznaje swojego rówieśnika – Szmula, tytułowego chłopca w pasiastej piżamie. Pomiędzy dziećmi nawiązuje się nić przyjaźni, przyjaźni dość specyficznej, bo jak nietrudno się domyślić, „gospodarstwo” to nic innego, jak obóz koncentracyjny, a dzieci dzieli drut kolczasty.
Fabuła filmu Marka Hermana jest mało skomplikowana. Nie można też mówić o zawrotnym tempie akcji. Mimo to, z zapartym tchem śledzimy poczynania ośmioletniego Bruna (w tej roli niezwykle przekonujący Asa Butterfield) i czekamy na rozwój wydarzeń, który, mówiąc szczerze, ma miejsce dopiero pod koniec filmu, przez większość bowiem czasu obserwujemy pogłębiający się z każdą minutą dysonans pomiędzy dorosłym a dziecięcym spojrzeniem na świat. Twórcy filmu w rewelacyjny sposób skontrastowali dwa obrazy tej samej rzeczywistości. Problem zagłady Żydów poddali naiwnej interpretacji dziecka. Bruno bowiem nie zdaje sobie sprawy z tego, czym tak naprawdę zajmuje się jego ojciec, nie rozumie dlaczego służący Pavel „porzucił” bycie lekarzem dla obierania ziemniaków i dlaczego Schmul przez cały czas chodzi w piżamie. Nie pojmuje, że numery na pasiastych „piżamach”, to nie część jakiejś gry, a obrazu „wrogiego Żyda” nie potrafi dopasować do przyjaciela, którego właśnie poznał. W opozycji do tego naiwnego spojrzenia na świat obserwujemy rodzinę chłopca. Jego ojca, bezwzględnego służbistę, matkę, która nie potrafi pogodzić się z tym, czym zajmuje się jej mąż i siostrę Gretel, która pod wpływem indoktrynacji z beztroskiej dziewczynki, przeradza się w fanatyczną zwolenniczkę Hitlera.
Nie bez znaczenia dla odbioru obrazu pozostaje też przejmująca muzyka Jamesa Hornera, która stanowi doskonałe tło dla rozgrywających się wydarzeń i wydaje się idealnie współgrać z tym, co aktualnie dzieje się w głowie małego Bruna.
Jak film Marka Hermana ma się do swojego literackiego pierwowzoru, czyli do przetłumaczonej na czternaście języków powieści Johna Boyne'a - nie wiem, gdyż książki nie czytałam. Kto wie, być może właśnie nieznajomość lektury spowodowała, że film wywarł na mnie tak spore wrażenie i do samego końca z zapartym tchem obserwowałam świat niczemu niewinnych dzieci, którym przyszło płacić za błędy dorosłych. Najważniejszy w filmie wydaje się być fakt, że Bruno do samego końca nie zdaje sobie sprawy z tego, że otaczająca go rzeczywistość przedstawia się zupełnie inaczej niż mu się wydaje. I prawdopodobnie właśnie to stanowi o sile przekazu „Chłopca w pasiastej piżamie”.