Uwaga, uwaga: w dobie kolejnych cukierkowych i lukrowanych bajek nareszcie pojawiła się animacja, o której nie zapomnimy w 15 minut po opuszczeniu kinowej sali. W erze niemal taśmowo produkowanych nadmiernie pozytywnych kreskówek wypełnionych pokrzepiającymi przesłaniami i plastikowymi bohaterami, nareszcie otrzymujemy animację całkowicie niestandardową. O sile „Fantastycznego Pana Lisa" świadczy przede wszystkim... sam tytułowy Pan Lis - niekwestionowany gwiazdor produkcji. Obdarzony ponadprzeciętnym sprytem, charyzmatyczny rudy bohater to całkowite zaprzeczenie herosów współczesnej animacji - ogra Shreka, łasicy Sida czy lwa Alexa.
Pan Lis nie ma w sobie nic z postaci mogącej zawładnąć masową wyobraźnią. To przecież zapatrzony w siebie narcyz i egoista, niemogący zapanować nad instynktami wieczny marzyciel i poszukiwacz przygód. Nieodpowiedzialny „duży chłopiec", który od lat nie odnajduje wspólnego języka z własnym synem. A przy tym niezwykle pewny siebie osobnik dumnie stroszący kitę , który nie dość, że zawsze schludnie ubrany, to dodatkowo obdarzony uwodzicielskim głosem samego George'a Clooney'a. Dzięki temu pierwszy raz od dawna otrzymujemy animowanego bohatera „z krwi i kości", a nie tylko nakręcającego zyski wielkich wytwórni bohatera - ikonę, patrzącego na nas niemrawo z okładek zeszytów, szmatławych koszulek czy przedstawionego w postaci tandetnego badziewia z zestawu Happy Meal.
Uwodzicielski Pani Lis jak i całe stado głównych bohaterów oczarowuje od pierwszej minuty projekcji. Niepowtarzalny klimat seansu potęguje świetna muzyka oraz niesamowita animacja poklatkowa, której okres świetności jak widać nie zakończył się na filmach opowiadających o sympatycznym Misiu Uszatku. Ojcem tego niezwykłego projektu inspirowanego powieścią Roalda Dahla nie mógł być nikt inny jak Wes Anderson, który celnie jak nikt w dzisiejszym kinie potrafi obserwować i opowiadać o problemach współczesnych społeczności odwzorowując je w skali mikro. Wyzysk, konsumpcjonizm, globalizacja - tylko Anderson opowiada o tak ważnych kwestiach z takim wdziękiem - i do tego przy pomocy kukiełek przedstawiających najrozmaitszych mieszkańców lasu.
Mimo, iż „Fantastyczny Pani Lis" to przede wszystkim obraz skierowany do starszego widza, także (niestety) i najmłodsi znajdą tu coś dla siebie. Dlatego film ten podzielony został na dwie części. Pierwsza, aż kipi od genialnych anegdotek, trafnych podsumowań i zgryźliwego humoru. Gdyby cały projekt utrzymał tak wysoki poziom, zapisałby się zapewne w historii kina jako jedna z najlepszych animacji dla dorosłych. Niestety, w drugiej części projekcji Andersona ponosi nieco jego ogromna wyobraźnia i chęć zapewnienia rozrywki dzieciom, które przypadkiem znalazły się z rodzicami w kinowej sali. I tak fantastyczne obserwacje zamieniają się w całą masę „fantastycznych" pościgów, strzelanin i ucieczek, dzięki czemu obraz zyskuje na dynamice tracąc jednak tym samym swój niepowtarzalny charakter. Natomiast cała historia Pana Lisa, który postawił się szychom takim jak farmerzy Boggis, Bunce i Bean - największym twardzielom w okolicy, staje się jedynie kolejnym projektem, w którym zabrakło reżyserowi odwagi, aby nareszcie pójść na całość. Szkoda.