„W cieniu chwały” opowiada historię rodziny Tierneyów, której członkowie od wielu pokoleń pracują w policji. W końcu widzimy obraz przedstawiający gliniarzy nie jako niezniszczalnych bohaterów, ale jako zwykłych ludzi, którzy popełniają błędy.
Akcja rozgrywa się w czasie świąt Bożego Narodzenia. W okresie, w którym ciepło rodzinnego ogniska powinno być najważniejsze, a wszelkie problemy odsunięte gdzieś na bok. Rodzina Tierneyów nie zazna jednak spokoju. Problemy i dramaty poszczególnych jej członków sprawiają, że zupełnie zapomina się o świętach. Żona Francisa Jr (Noah Emmerich) umiera na raka, Ray (Edward Norton) z żoną żyją w separacji i wszystko wygląda na to, że dojdzie do rozwodu, zaś Megan (Lake Bell) nie wie, że jej mąż Jimmy (Colin Farrell) wcale nie jest taki święty, jakiego udaje, a z kolei głowa rodu (Jon Voight) nadużywa alkoholu.
I jakby tego było mało, na mieście w strzelaninie ginie czterech funkcjonariuszy. Śledztwo na wyraźne życzenie ojca prowadzi Ray. Szybko odkrywa, że w zabójstwo zamieszany jest Jimmy wraz z kilkoma innymi policjantami. Widzimy jak ta grupka nadużywa swoich przywilejów, by dorobić sobie do emerytury. Coraz trudniej jest im jednak zachować wszystko w tajemnicy. Równolegle do prowadzonego śledztwa na własną rękę próbują znaleźć groźnego dilera podejrzanego o zabójstwo i usunąć go zanim ktokolwiek będzie mógł go przesłuchać. We wszystko zostaje wplątany Ray, który znajdzie się w nieodpowiednim czasie, w nieodpowiednim miejscu, gdzie dopadną go demony z przeszłości.
Największym minusem filmu jest właśnie fabuła. Mimo że jest całkiem interesująca, jest też strasznie przewidywalna i niczym nie zaskakuje. Brakuje jakiegoś mocnego zwrotu akcji. Od początku wiemy, kto jest dobry, kto jest zły, a dodatkowo utwierdza nas w tym dobór aktorów do poszczególnych ról. Tak więc Norton gra samotnika próbującego przede wszystkim postępować zgodnie z moralnymi zasadami, Farrell wciela się w drobnego cwaniaczka z nieźle skopaną psychiką, a Emmerich w prostodusznego człowieka, który próbuje się odnaleźć w swoim świecie. Zbrodnia i kara, wina i odkupienie, chyba właśnie o to chodzi w tym obrazie, szczególnie dobrze widać to właśnie w kreacjach aktorskich. Colin Farrell jest rewelacyjny, do czego zaczyna mnie powoli przyzwyczajać, a Edward Norton czuje się w swojej roli jak ryba w wodzie. Pozostali może się nie wybili, ale zagrali poprawnie i nie można się do niczego przyczepić. Sam temat wydaje się być już trochę oklepany, brakuje choćby krzty oryginalności, jednak nie przeszkadza to w oglądaniu.
„W cieniu chwały” jest filmem niezłym i nic ponadto. A można było zrobić z tego chyba coś bardziej ambitnego niż tylko kolejną hollywoodzką produkcję i przekazać znacznie więcej niż tylko samą historię. Ale jak już powiedziałem wcześniej - nie jest źle.