Jeśli chodzi o bogaty wizerunek miasta, Nowy Jork wydaje się być terenem dla planu filmowego wyłącznie Woody’ego Allena lub Martina Scorsese. Nie sposób jednak zliczyć wszystkich produkcji realizowanych na ulicach Wielkiego Jabłka, którego charakterystyczne budynki, jak Empire State Building czy ujęcie Central Parku pokazane w kadrze od razu zdradzają lokację.
W filmie Briana DeCubellisa na podstawie powieści Colina Harrrisona „Manhattan Nocturne”, Adrien Brody gra Portera Wrena uważającego się za ostatnią ostoję prawdziwego dziennikarstwa, pisanego i drukowanego na papierze. Nowe media są dla niego domeną młodych ludzi, którzy myślą, że są współczesnymi kronikarzami. Główny bohater jest równie naiwny, ponieważ bezmyślnie poddaje się namiętności kierowanej do tajemniczej blondynki, Caroline Crowley (Yvonne Strahovski), wdowy po ekscentrycznym mężu Simonie (Campbell Scott). Caroline prosi Portera o pomoc w znalezieniu równie sekretnego nagrania, tym samym wprowadzając Wrena w świat przemocy. Dziennikarz ulega fascynacji, narażając nie tylko swoje życie, ale i własnych dzieci.
To już kolejna ekranizacja mrocznego kryminału na przestrzeni ostatnich lat. Akcja „Krocząc wśród cieni” (2014) na podstawie powieści Lawrence’a Blocka „A walk among the tombstones” również toczy się w Nowym Jorku, którego brutalny półświatek to życie nielicencjonowanego prywatnego detektywa, Matthew Scuddera (w adaptacji w postać tę wcielił się Liam Neeson). W podobnej roli występuje Brody, jego bohaterowi bliżej do detektywa niż dziennikarza śledczego. Konwencja kina noir zostaje zachowana pod względem prowadzonej narracji. Porter opowiada całą historię, jak często czynili to bohaterowie ze złotych lat tego gatunku. Muzyka w pewnym stopniu jest dopasowana do klimatu. Strahovsky gra klasyczną famme fatale, której działania są jasne od pierwszej sceny, w której się pojawia. Reżyser zachował wszystkie czynniki mające na celu złożyć się na współczesny czarny kryminał, jednak efekt nie jest zadowalający. Kreacja Brody’ego daleka jest od geniuszu, jakim wykazał się w „Hollywoodland”, o wiele lepszej produkcji niż „Tajemnice Manhattanu”.