Seth Rogen – to imię i nazwisko nie powinno być obce osobom lubującym się we wszelkiego rodzaju filmach komediowych. Aktor, reżyser, scenarzysta i producent ma na swoim koncie sporą liczbę produkcji zaliczających się do wspomnianego wyżej gatunku. „To już koniec”, „Wpadka”, „Zack i Miri kręcą porno” czy „Boski chillout” to tylko niektóre z komedii, w których się pojawił. Kilka dni temu do kin weszła kolejna zabawna produkcja, przynajmniej taka miała być w zamierzeniu, z Sethem. Tym razem przed kamerą nie towarzyszył mu James Franco, tylko jego młodszy brat, Dave, oraz gwiazda szkolnego musicalu Disneya Zac Efron.
Mac i Kelly kupili dom w spokojnej dzielnicy, by zapewnić swojemu dziecku odpowiednie warunki do dorastania. Nie przewidzieli jednego, że budynek obok nich zostanie zakupiony przez studenckie bractwo. Jak wiadomo może to oznaczać jedno – ciągłe imprezy i hałas. Radnerowie postanawiają zaprzyjaźnić się ze studentami, pokazać im, że są wyrozumiałymi sąsiadami. Pragną tylko spokojnych i cichych nocy, by ich pierworodna mogła spać. Niestety sojusz ze studentami mieszkającymi obok zostaje zerwany, gdy Mac i Kelly wzywają policję, by ta uciszyła imprezujących członków bractwa.
Skupię się przez chwilę na najważniejszym aspekcie filmów komediowych – humorze. Ostatnio widziałam dwie dobre produkcje należące do tego gatunku („Inną kobietę” oraz „Ten niezręczny moment”), które dostarczyły mi mnóstwo powodów do niekontrolowanego napadu śmiechu. Problem z filmem „Sąsiedzi” polega na tym, że nie pojawia się tutaj za dużo zabawnych momentów czy gagów słownych. Owszem, jakieś śmieszne elementy są, jednak większość z nich jest znana z innych komedii.
Nieprzekonujący okazał się również pomysł na film. Dwoje dorosłych ludzi z dzieckiem postanawia wypowiedzieć wojnę grupce studentów, którzy w większości myślą tylko o zabawach i podrywaniu nowych dziewczyn. Rozumiem chęć życia w spokojnej atmosferze, jednak zarówno Mac jak i Kelly nie są źli o to, że bractwo hałasuje, tylko o to, że jego członkowie mają czas na zabawę, a oni muszą zajmować się swoim dzieckiem i zachowywać odpowiedzialnie, co (gwoli ścisłości) w ogóle im nie wychodzi. Sprawę hucznych zabaw można było rozwiązać w zupełnie inny sposób, tylko że wtedy nie byłoby filmu.
Nie jestem w stanie sympatyzować z rodziną Radnerów, żal mi tylko ich dziecka, bo posiada nieodpowiedzialnych rodziców, którzy zamiast zachowywać się, jak na dorosłych przystało, próbują zniszczyć sąsiadów. Przesłanie filmu, przynajmniej w moich oczach, wygląda następująco – to nie studenci są tymi „złymi”, tylko małżeństwo. Dlaczego? Końcówka filmu pokaże Wam, czemu tak bardzo nie polubiłam Maca i Kelly.
„Sąsiedzi” to produkcja, która nie wykorzystała potencjału fabularnego. Niektóre wątki, a zwłaszcza zakończenie, mogły zostać inaczej poprowadzone, bardziej prawdopodobnie, zawierać jakieś przesłanie. Film okazuje się komedią tylko połowicznie, w pewnym momencie zachowania bohaterów zamiast śmieszyć, denerwują, co nie powinno mieć miejsca w dziełach należących do tego gatunku. Cóż, „Sąsiedzi” okazali się rozczarowaniem, liczyłam na lepszą historię.