Prawdziwa, choć dość nieprawdopodobna historia jednej z większych kradzieży w Stanach Zjednoczonych. Świetni aktorzy komediowi. A wszystko okraszone głupawymi żartami wciśniętymi na siłę w trochę przekombinowany scenariusz. Oto „Asy bez kasy” Jareda Hessa.
David Ghant jest konwojentem w firmie obsługującej bankomaty. Codziennie przewozi grube miliony, a sam widzie byle jakie życie u boku narzeczonej. Wszystko się zmienia, gdy poznaje Kelly... Kiedy na plan wkracza dawny przyjaciel dziewczyny – Steve, akcja nabiera tempa, a ze skarbca Loomis Fargo David kradnie 17 milionów dolarów.
Historia opowiedziana w „Asach bez kasy” jest naprawdę nieprawdopodobna. Grupka zwykłych, niezbyt rozgarniętych ludzi dokonuje zuchwałej kradzieży 17 milionów dolarów. Później jest już tylko lepiej... wino, kobiety, śpiew! Gotówka na przyjemności leje się strumieniami, są ucieczki przez egzotyczne kraje, płatny morderca, który z impetem wkracza do akcji i 2 dziwne wątki miłosne. Najlepszy jest jednak fakt, że scenariusz powstał na kanwie prawdziwych wydarzeń. Szkoda tylko, że scenariusz opisujący i tak szaloną historię, obfituje w gagi nie dość, że absurdalne to jeszcze momentami nieśmieszne. Nie mam nic do absurdu, czy kloacznego humoru, ale czasami „Asy bez kasy” są tak bardzo odjechanie, że nie mogą mieć nic wspólnego z rzeczywistością. Jak dla mnie trochę tu za dużo przerysowań.
Aktorsko za to jest bardzo dobrze. Zach Galifianakis pozostaje sobą, czyli nierozgarniętym facetem, którego poznaliśmy już w „Kac Vegas”, czy „Zanim odejdą wody”, ale sposobem bycia, akcentem i samym podejściem do życia, fantastycznie oddaje prostactwo odgrywanej postaci. Kristen Wiig, mimo że nie bywa na ekranie zbyt często, też podołała i przedstawiła Kelly w miarę wiarygodnie. Nieźle spisał się też Jason Sudeikis w kreacji płatnego zabójcy Mike'a McKinneya.
Jeśli chodzi o humor, to o salwach śmiechu nie mam mowy. Umówmy się... momenty były, ale bardziej wywoływały uśmiech, niestety czasem wymuszony i wynikający z lekkiego zażenowania. Lekkości i żartu obrazowi dodaje tylko wspomniana wyżej gra aktorska.
„Asy bez kasy” wymykają się jakiejkolwiek klasyfikacji. Ani to komedia, ani film sensacyjny, ani romans. Fakt ten mógłby uchodzić za plus, jednak Jared Hess serwuje nam chaotyczny twór, który niestety nie gości zbyt długo w pamięci widza. A szkoda, bo sama historia miała bardzo duży potencjał...
Recenzja powstała dzięki współpracy z Monolith Video - dystrybutorem filmu na DVD.