„Straszny film 5”, czyli piąta i ostatnia odsłona czteroczęściowej trylogii, to filmowy odmóżdżacz, okraszony komizmem sedesowym i niezbyt subtelną parodią filmów takich jak: „Mama”, „Czarny łabędź”, czy „Incepcja”. Wszystkie te cechy mogą zarówno skłaniać do wybrania się do kina, jak i do omijania go szerokim łukiem.
Nie należę do fanów serii „Strasznych filmów”, tak więc na seans wybrałam się z najgorszym z możliwych nastawień, dalekim od pożądanego, czyli neutralnego i pozbawionego uprzedzeń. Niestety trochę się zawiodłam na mej, wydawałoby się nieomylnej intuicji: film mógł być zawsze gorszy. Fabuła „Strasznego filmu 5” jest żywcem przeniesiona z horroru firmowanego nazwiskiem Guillermo del Torro „Mama”, może poza tym, że dzieci nie zgadzają się co do sztuki. Nie będę się nad nią zatem rozwodzić, ażeby nie zepsuć tym, którzy „Mamy” nie oglądali całej zabawy/niezabawy. Główna bohaterka „Strasznego filmu 5”, którą gra Ashley Tisdale, to prawie baletnica i prawie piosenkarka, na którą dodatkowo spada ciężar opieki nad trójką dzieci i mężem. Radzi sobie z tym raz lepiej, raz gorzej, ale na pewno nie pomaga jej w tym demon, który pomieszkuje sobie w domu. Poza tym zmagania z konkurentkami w walce o rolę w przedstawieniu też do najprzyjemniejszych nie należą, może poza lesbijską orgią.
To co dzieje się z bohaterami „Strasznego filmu 5” nie jest jednak, tak naprawdę istotne. Najważniejsze wydaje się być poczucie humoru, polegające na pokazywaniu scen wkładania sobie różnych rzeczy przez bohaterkę, tam gdzie słońce nie dochodzi, czy też uderzania głową o patelnię. Jedyne co tak naprawdę bawi, to szydzenie z samych siebie, którego dokonują Lindsay Lohan i Charlie Sheen, naczelni imprezowicze Hollywood. Poza nimi producenci przyciągnęli także wiele innych znanych nazwisk, jest Terry Crews, Snoop Dog, czy słynący z wielkiego talentu aktorskiego Mike Tyson. Także grająca główną rolę Ashley Tisdale wiele włożyła w tę rolę: uczęszczała na lekcje baletu, czy razem z Tysonem, tego nie wiadomo.
Także, jako odmóżdżacz serdecznie polecam, aczkolwiek chyba za wiele już ich wokół i to w dodatku zupełnie za darmo, więc może nie warto czynić dodatkowych inwestycji.