Są takie filmy, które widz ogląda z równym zainteresowaniem, zarówno za pierwszym i dziesiątym razem, z niezwykłym zniecierpliwieniem wyczekując kolejnego seansu ukochanego filmu. Właśnie taką produkcją dla niżej podpisanego recenzenta jest prawdziwy klasyk i esencja kina sensacyjnego – „Twierdza”, arcydzieło niemal pod każdym aspektem kinowego kunsztu.
Generał Francis Hummel, uczestnik najważniejszych amerykańskich misji wojskowych od czasów wojny wietnamskiej, zajmuje wyspę Alcatraz wraz z oddziałem swoich ludzi i bierze jako zakładników grupę turystów. Grozi, że wystrzeli w kierunku San Francisco rakiety ze śmiertelnie groźnym gazem, jeśli nie otrzyma okupu w wysokości $100 mln. Pieniądze zamierza przekazać wdowom po amerykańskich żołnierzach, którzy stracili życie w różnych akcjach wojskowych na świecie. Daje władzom czterdzieści godzin na zebranie żądanej kwoty...
Co sprawia, że widzowie z równym zainteresowaniem oglądają „Twierdze” trzeci, piąty oraz dziesiąty raz? Z pewnością jej uniwersalizm. To właśnie tym odznacza i charakteryzuje się produkcja Michaela Baya. W komentarzach widzów na forach internetowych, którzy w większości wskazują, że oglądali „Twierdze” już kilkakrotnie i pomimo to wciąż czekają na jej kolejne emisję w telewizji. W swoich rozważaniach postaram się przedstawić mocne strony i przyczyny sukcesu, prawdopodobnie najlepszego filmu sensacyjnego w historii kina.
Po pierwsze, „Twierdza” przekonuje widza jasnym, dosadnym i przejrzystym scenariuszem, dzięki czemu z łatwością potrafi on zrozumieć problematykę produkcji, która w tym przypadku zwraca uwagę na niedowartościowanie oraz brak należytego szacunku do zmarłych na polach bitew żołnierzy. Nieco naiwne? Skądże znowu! Znacznie bardziej realistyczni są „Szybcy i wściekli”? Szczególnie w dzisiejszych czasach, terroryzm stanowi jeden z najpoważniejszych problemów cywilizowanego świata, dlatego też z zaciekawieniem „kupujemy” fabułę produkcji.
Po drugie, obraz Baya epatuje szaleńczą i zawrotną akcją. Widz wrzucony zostaje w sam środek niesamowitych, nieprzewidywalnych i dynamicznych wydarzeń. Już początkowa scena pościgu po San Francisco podaje nam na filmowej tacy niezrównaną dozę wrażeń, wywierając na widzach znacznie większe wrażenie niż popisy bohaterów w kolejnych częściach „Szybkich i wściekłych”. Już do końca seansu będziemy śledzić akcję „Twierdzy” z zapartym tchem. Każda kolejna scena podnosi pułap wrażeń, masakra marines, ucieczka w kanałach, walka w kostnicy, strzelanina wśród terrorystów oraz niesamowity finał, pełny zaskakujących zwrotów akcji, efektownych wybuchów, to tylko nieliczne fragmenty potwierdzające prawdziwy kunszt„Twierdzy”. Za jej sukcesem i sensacyjnym geniuszem stoi wyśmiewany przez wielu Michel Bay, który nakręcił swoje dzieło z niezwykłym pietyzmem, polotem i rozmachem, tworząc tym samym prawdziwy klasyk gatunku.
Po trzecie, to właśnie „Twierdza” udowodniła, że możliwy jest udany flirt pomiędzy kinem sensacyjnym, a komedią. Zdecydowanie najmocniejszą stroną obrazu wydaje się być niesamowite, sarkastyczne, błyskotliwe i pełne ciętych ripost poczucie humoru. Widoczne przede wszystkim w przekomicznych dialogach Masona z Goodspeedem.
Po czwarte, niezapomnianym elementem produkcji Bay’a jest niesamowita, pompatyczna ścieżka dźwiękowa Hansa Zimmera. Zapada w pamięć motyw przewodni, który do dziś możemy odnaleźć między innymi w postaci dzwonków telefonów komórkowych. Współcześni twórcy powinni uczyć się od duetu Bay/Zimmer tego, jak ważnym aspektem każdej produkcji i muzycznym odzwierciedleniem wydarzeń na ekranie może być dobrze dobrana ścieżka dźwiękowa.
Po piąte, główną zaletą produkcji jest nietuzinkowa i przekonująca kreacja Seana Connery’ego. Aktor nigdy wcześniej nie był w tak wybornej formie, dzięki czemu każda scena z jego udziałem to fantastyczny popis aktorstwa na najwyższym poziomie. Connery po latach nadal potrafił zagrać, w zależności od wymagań scenariusza, twardego i bezwzględnego asa angielskiego wywiadu, co również autoironicznego, sarkastycznego i błyskotliwego starszego pana z werwą. Na uwagę zasługuje również świetny, ekspresyjny występ Nicolasa Cage’a w roli zblazowanego i nieco szalonego speca od broni biologicznej. Gwiazdor z pasją, stworzył jedną z najciekawszy kreacji w swoim filmowym dorobku, którą jego fani zniesmaczeni dzisiejszymi „popisami aktora”, wspominają ze łzami w oczach. Warto przy tym zauważyć, że współcześnie wyśmiewana furia aktora, była jednym z najciekawszych aspektów jego kreacji w „Twierdzy”. Przekonującą i wielowymiarową postać stworzył także Ed Harris, jako terrorysta z potrzeby obowiązku, pragnący wyłącznie sprawiedliwości.
Jeśli jeszcze nie widzieliście „Twierdzy”, to powyżej wymieniłem pięć powodów, dla których warto poznać prawdziwą twierdzę i bastion kina sensacyjnego, opartego na ciekawym scenariuszu, zawrotnej akcji, niebanalnym poczuciu humoru, zapadającej w pamięć ścieżce dźwiękowej oraz doskonałym aktorstwie. Czy można chcieć czegoś więcej od kina sensacyjnego?