Przeddzień swoich szesnastych urodzin, Lisa spędza zwyczajnie, w domu wraz ze swoimi rodzicami i młodszym bratem. Nie byłoby w tym nic wyjątkowego, gdyby nie fakt, że przeżywa ten dzień od nowa od bardzo dawna. Czas stał się dla Lisy i jej rodziny zapętloną pułapką nie bez powodu – cała ich rodzina nie żyje. Lisa pragnie wyjaśnić, co spotkało ich feralnej nocy przed jej szesnastymi urodzinami. Musi także zapobiec kolejnej zbrodni, która wydarzyć ma się lada chwila w jej domu.
Tak pokrótce przedstawia się fabuła nowego filmu reżysera słynnego „Cube”. „Istnienie” Vincenzo Nataliego przypomina odrobinę obraz z 1997 roku. Punktem wyjścia dla wydarzeń są bohaterowie znajdujący się w pułapce i próbujący z niej się wydostać za pomocą zrozumienia reguł rządzących tym specyficznym uniwersum. Gołym okiem widać także inspiracje amerykańskiego reżysera takimi obrazami, jak „Inni”, „Memento”, „Mgła”, „Koszmar z ulicy Wiązów”, „Sinister” czy nawet komedią „Dzień świstaka”.
„Istnienie” nie oferuje niczego nowego czy zaskakującego. Obraz raczej można umieścić wśród filmów klasy B lub horrorów skierowanych dla młodszej grupy wiekowej, ale pomimo wszystkiego ogląda się ten film z nieskrywaną przyjemnością. Bliżej „Istnieniu” do „Koszmaru z ulicy wiązów”, gdzie strach mieszał się z dobrą zabawą i kiczem, niż do „Innych”, gdzie groza mieszała się z powagą oraz strachem.
Jest przede wszystkim klimatycznie. Klimat sennego, nierzeczywistego, przerysowanego koszmaru jest wszechobecny. Świetnie przedstawione zostają sekwencję powtarzanego dnia, które im częściej pokazywane, tym bardziej stają się złowrogie. Całe „Istnienie” jest trochę przerysowane, balansuje na granicy kiczu, a często też go przekracza. Efekty specjalne są archaiczne i częściej wzbudzają uśmiech na twarzy niż strach. Szczytem kiczu jest pojawiająca się czaszka na tęczówce oka pracownika firmy telekomunikacyjnej, oznajmiająca kto będzie schwarzcharakterem w tej historii. Zabieg z czaszką wyrwany został jakby ze świata „Troskliwych misiów”, a nie rasowego horroru.
W ten klimat przerysowanego koszmaru wpisuje się także gra aktorska. Postacie są naszkicowane grubą kreską. Jednakże niesamowicie miłym zaskoczeniem jest fakt, że każda z postaci obdarzona została inteligencją. Widać to szczególnie po postaci Lisy, która nie jest kolejną nastolatką, wbiegającą po schodach na piętro, gdy goni ją morderca. Każdy jej krok, choć zniewolony przez strach jest skrzętnie przemyślany. Aktorzy swoją grę opierają na jednoznaczności, przejrzystości i przejaskrawieniu, zwłaszcza Stephen McHattie w roli Pana Bladego. Enigmatycznie wypadają Peter Outerbridge i Michelle Nolden w rolach rodziców Lisy. Zaś Abigail Breslin nie jest już małą miss, ale zbuntowaną nastolatką. Rola Lisy nie jest jej szczytem umiejętności. Możliwe, że Breslin, jak swoja bohaterka, zawieszona jest w czasie, pomiędzy dzieciństwem a dojrzałością. I wystarczy dać jej więcej czasu, aby objawiła nam się jako pełnowartościowa aktorka, gdyż potencjał ma wielki.
Podsumowując, „Istnienie” to raczej nie horror, przy którym będzie nam towarzyszyć gęsia skórka, jednak nie można odmówić mu klimatu, którego tak często brakuje w horrorach nowej generacji (powstałych jako pochodna „Piły” 2004). Pomimo tak wielu wad, seans okazał się dobrą zabawą.