Ernesto Che Guevara – jeden z najsłynniejszych bojowników na świecie. Towarzysz Fidela Castro. Brał udział w rewolucji kubańskiej, walczył jako najemnik w Kongu i Tanzanii, a na koniec formował oddziały partyzanckie w Boliwii. Na Kubie oraz w wielu krajach Ameryki Łacińskiej jest traktowany jak bohater, jako wzór prawdziwego rewolucjonisty, gotowego poświęcić własne życie w walce o wyższe idee.
„Che. Rewolucja” to pierwszy z dwóch filmów jemu poświęconych. Opowiada historię walki o wyzwolenie Kuby spod dyktatury Batisty. Che wraz z Fidelem tworzą oddziały, do których przyłącza się uciskana ludność. Krok po kroku widzimy, w jaki sposób prowadzone były walki, a także z jakimi przeciwnościami losu przyszło im się zmierzyć. Ludzie zebrani przez Ernesto Guevare traktują go jak mentora, nauczyciela. Widzą w nim nadzieję na lepszą przyszłość, przez co jednoczą się w walce o jeden wspólny cel - o wolność. Che jest charyzmatycznym wodzem, który wie, kiedy pochwalić swoich ludzi, jak również kiedy ich zganić. W trakcie przesuwania się walk w kierunku Hawany, wkraczając do kolejnych wiosek zaprzyjaźnia się z mieszkańcami, leczy ich, a także odkupuje od nich żywność, nie szczędząc pieniędzy. Swoich ludzi uczy natomiast czytać i pisać. Wszyscy go uwielbiają. Film kończy się zwycięstwem rewolucjonistów i ustanowieniem nowej władzy na Kubie oraz wystąpieniami Che przed Zgromadzeniem Narodów Zjednoczonych.
Obraz został wyreżyserowany przez Stevena Soderbergha, który przedstawia całość jedynie z punktu widzenia obserwatora, co daje nam jednak możliwość poznania w miarę prawdziwej historii. Nie ma tu miejsca na żadne insynuacje czy niedopowiedzenia. Wszystko jest jasne i klarowne. Soderbergh, jak to ma w swoim zwyczaju, bawi się obrazem. Używa różnych rodzajów taśm, a także różnych kamer, mimo tego wszystko jest spójne i poukładane. Największym minusem produkcji jest brak jakichkolwiek emocji. Akcja idzie do przodu w jednostajnym tempie, ukazując zbrojne działania jakby były one spokojnym spacerkiem. Czegoś w tym wszystkim brakuje. Jakiegoś przekazu. To, co stworzył Soderbergh jest jedynie suchą relacją przedstawiającą subiektywną opinię reżysera. A szkoda. Myślę, że można było to zrobić znacznie lepiej.
Z początku film mnie nudził, jednak udało mi się dobrnąć do jego końca. I wbrew pozorom nie było to takie trudne. Byłem ciekaw historii jednego z najbardziej rozpoznawalnych ludzi na świecie. Nigdy wcześniej się nim za bardzo nie interesowałem, więc ten obraz dostarczył mi kilku ciekawych informacji o nim z tego względu, że był to obraz przede wszystkim o człowieku.