Twórczość amerykańskiej pisarki Stephenie Meyer porównywalna jest do J.K. Rowling, matki czarodzieja Harry Pottera. Jej czterotomowa saga rozeszła się po świecie w nakładzie blisko 25 milionów egzemplarzy, przetłumaczonych na 20 języków.
Dwie naprawdę utalentowane kobiety: reżyserka Catrherine Hardwicke („Królowie Dogtown”) i scenarzystka Melissa Rosenberg („Step Up”) stworzyły film „Zmierzch” (dystrybutor Monolith Video), którego każda próba zakwalifikowania gatunkowego jest wręcz niemożliwa. Jego wielotematyczność nie pozwala na jednoznaczne skonkretyzowanie. Są tutaj elementy horroru, romansu, dramatu i komedii, co w ostatecznym rozrachunku daje rozbudowaną mieszankę, w której nie ma negatywnych, ubocznych skutków.
Izabella Swan (Kristen Stewart – „Jumper”) potocznie zwana Bellą, aby ułatwić życie swojej na nowo zakochanej mamie, postanawia przeprowadzić się do swojego ojca – policjanta, który po rozwodzie mieszka w prowincjonalnym miasteczku Forks. Zmiana otoczenia ze słonecznej Arizony na deszczowe i ponure okolice Waszyngtonu, była trudna, jednak z czasem znośna i możliwa do zaakceptowania. Nowa osoba w prawie półtora tysięcznym mieście wzbudziła sensację i zarazem aprobatę jego mieszkańców. W szkole Bella poznała interesujących ludzi, pośród których znalazł się stroniący od całego społeczeństwa uczniowskiego, tajemniczy Edward Cullen (Robert Pattinson – „Harry Potter”). Obiekt kobiecych westchnień przykuł jej uwagę, a ich przyszła znajomość sprawi, że wszystko to w co wierzyła zostanie zburzone. Osoba Edwarda okaże się być istotą o nadludzkich mocach, którego forma będzie trochę odbiegać od tej, do której przyzwyczaiła nas niejedna filmowa mroczna historia.
Na pewno widzowie dowiadując się, że głównym wątkiem filmu jest miłość dziewczyny do wampira, uzna go za całkowitą abstrakcję i postawi wielki krzyżyk. Nie róbcie tego, bo nie ma do tego podstaw. „Zmierzch” zasługuje na mocny, pozytywny plus. Trwający ponad dwie godziny film z każdą kolejną sceną nabiera na sile, budując wciągającą fabułę, której „wampirze” tło z czasem zostaje zepchnięte na drugi plan. Początek stonowany, chwilami pachnący nudą, z upływającymi minutami zaciekawi, tworząc otoczkę tajemniczości. Filmowcy przyzwyczaili nas, że filmy z wampirami muszą być straszne, pełne krwi. W tym przypadku ten stereotyp został jednoznacznie obalony. Ilość scen o zabarwieniu horroru została ograniczona niemal do zera, co dodało produkcji pikanterii. Młode, dobrze zapowiadające się pokolenie aktorów spisało się na medal. Zarówno Stewart, grająca ponurą, zmęczoną życiem nastolatkę, jak i Pattinson – odmieniec, unikający słonecznego światła, należycie wywiązali się z powietrznych im ról. Niestety obok superlatyw muszę wspomnieć o negatywach, jakimi są efekty specjalne. Ich niedopracowanie, chaotyczne wykonanie chwilami wszystko psuje. Jednak wtrącenie kilku scen z delikatną nutką humoru potrafi nadrobić wszelkie minusowe aspekty.
„Zmierzch” jest jedną z pierwszych premier kinowych w 2009 roku (09.01). Widzowie, którzy nie mieli okazji wtedy odwiedzić kina, na pewno z niecierpliwością czekają na wydanie DVD. Jestem przekonany, że obie odsłony spodobają się każdemu, kto jest otwarty na coś innego.