Tak. Dobrze widzicie. Trzecia odsłona „Epoki lodowcowej” nosi głębokie przesłanie prorodzinne. Poprzednie też sporo mówiły o takich wartościach jak przyjaźń, przywiązanie do stada czy rodzinne relacje (w tym wypadku międzygatunkowe). Zresztą w drugiej części Maniek spotyka miłość swojego życia, więc myśląc logicznie, w trzeciej musieli jego rodzinę powiększyć. Poza Elą do stadka dołączają dwa oposy, Zdzich i Edek. W trzeciej części nawet szalona wiewiórka Scrat spotyka na swej drodze uroczą panią Scratową, przy okazji zrzucając ją w przepaść… Chyba zabrnąłem za daleko. Więc zacznijmy od początku.
Trzecia część „Epoki lodowcowej” opowiada w głównej mierze o potrzebie posiadania rodziny i szukaniu własnego ja. Maniek i Ela spodziewają się dziecka. Diego widząc, że jego najlepszy przyjaciel skupia się na swojej ukochanej, postanawia odejść i odnaleźć swoją własną drogę. Sid, rozdarty między Mańkiem i Diego, postanawia założyć własną rodzinę, w czym pomaga mu przypadek. Znajduje bowiem trzy jaja, z których wykluwają się urocze T-Rexy, od razu akceptując leniwca jako matkę. To oczywiście doprowadza do wściekłości ich prawdziwą rodzicielkę, która wraz ze swoimi pociechami zabiera Sida do krainy, którą można uznać za zaginiony świat dinozaurów. Wszyscy przyjaciele od razu ruszają na ratunek leniwcowi, przy okazji wzmacniając swoje więzi i przeżywając chyba najniebezpieczniejszą dotąd przygodę. Przynajmniej do części czwartej.
Wachlarz bohaterów ponownie został powiększony, tym razem o szaloną łasicę o imieniu Buck, która skupia w sobie wszystkie cechy bohaterów z poprzednich części. I tak: posiada szaloną odwagę Diego, mądrość Mańka i szaleństwo Sida. Przy tym jest niezwykle zaprawiony w sztuce przetrwania w dzikiej przyrodzie. W filmie pomaga temu dość osobliwemu stadku odszukać Sida, przy okazji rozliczając się ze swoim największym (dosłownie!) wrogiem o swojsko brzmiącym imieniu, Rudy. Trzeba przyznać, że jego postać nie odświeża serii. Bardziej służy jako przeciwwaga dla Sida, którego w tej części jest o wiele mniej niż w poprzednich. Asystują mu w tym oposy, dla których staje się prawdziwym idolem. Świat, w którym poruszają się nasi bohaterowie - trzeba przyznać - jest pełen uroku. Bardzo przyjemnie ogląda się bajkowy świat dinozaurów, a w szczególności te najmłodsze pokolenia, które jedną uroczą minką potrafią zmiękczyć najtwardsze serce.
Trzecia „Epoka” ma dwie wady. Ta pierwsza, jednak mocno poważna, to wyraziste przesłanie prorodzinne. Ba. Dzieci w ciągu półtoragodzinnego seansu przechodzą małą szkołę wychowania rodzinnego, dlatego dorosłym jest trudniej śmiać się z niektórych gagów. Drugą, nad czym osobiście ubolewam, są teksty. Polscy tłumacze wyjątkowo nie postarali się i dość wiernie przetłumaczyli angielskie dialogi, nie wplatając w nich odniesień do polskiej rzeczywistości. Dialogi oczywiście są zabawne, ale jednak brakuje im tej ikry, tych słów kluczy, które zrozumieją tylko starsi widzowie. To powoduje, że „Epoka lodowcowa” jest tym razem przeznaczona przede wszystkim dla najmłodszych, a starsi mogą im co najwyżej asystować w kinie. Dość męczące były też sceny z wiewiórkami w roli głównej. W poprzednich odsłonach Scrat zaledwie się przewijał przez poszczególne sceny, nie stając się ich głównym bohaterem, ale wprowadzając elementy humorystyczne. Tym razem twórcy poświęcili mu więcej czasu, co ostatecznie nie wyszło filmowi na dobre.
„Epoka lodowcowa 3” jest dobrą rozrywką na letni wieczór. Sympatyczny asortyment bohaterów nie pozwala się nudzić przez cały seans, aczkolwiek swoim poziomem mocno odbiega od poprzednich części i nad tym ubolewać będzie każdy fan tego filmu. Nacisk na wartości rodzinne momentami mocno przeszkadza, a od czasu do czasu rozczula, ale te chwyty były już nie raz stosowane w animacji i ostatecznie pogrążyły niejeden popularny tytuł. Wystarczy przypomnieć sobie trzecią odsłonę „Shreka” i będziemy mieli pełny obraz tego, co możemy zobaczyć w „Epoce”.