Małgorzata Szumowska w swoim nowym filmie pt.: „33 sceny z życia” pokazuje nie mniej nie więcej, jak samo życie właśnie. Wszystko, co dzieje się na ekranie, jest tak realne, jak świat, który nas otacza. Obraz nie pozwala na oderwanie od rzeczywistości, raczej próbuje widza oswoić z tym, co w życiu trudne, a zarazem nieuniknione.
Główna bohaterka „33 scen z życia” - Julia, pochodzi z artystycznej, krakowskiej rodziny. Spokój, szczęście i pasmo sukcesów zostaje brutalnie przerwane przez tragiczną wiadomość – Basia (matka Julii) ma raka i praktycznie żadnych szans na przeżycie. Od tej pory cały rodzinny świat kręci się wokół niej, zaczyna się też niezwykle trudna droga przez umieranie...
Szumowska w swoim najnowszym filmie oswaja ze śmiercią, ale poprzez fakt obcowania z nią, starając się przekonać widza, że nie taka kostucha straszną, jak ją w średniowieczu malowali. Nie ma mowy o desakralizacji, bo Szumowska pokazuje rzeczy takimi, jakimi są. W „33 scenach z życia” w umieraniu nie ma nic świętego, nie ma też nic wzniosłego, to raczej przyziemna tragifarsa. Zupełnie jak w niefilmowym świecie, proces umierania przynosi zmęczenie, brak wiary, gniew i, jak mówi Baśka, „chujowe samopoczucie”. Czy jest w tym coś z sacrum? Nie wydaje mi się. Zakończenie życia, szczególnie to długotrwałe i naznaczone chorobą, jest niesłychanie trudne i to nie tylko dla „głównego zainteresowanego”, ale i dla jego najbliższych. Rodzina i przyjaciele nie tylko godzą się z umieraniem, ale i biorą czynny udział w tym procesie. Jakby tego było mało, trzeba jeszcze odnaleźć się w świecie, w którym śmierć zebrała żniwo, a świat ten wcale nie jest przyjazny.
„33 sceny z życia” są interesujące nie tylko pod względem fabularnym, ciekawie prezentuje się również warstwa formalna. Całość obrazu jest podzielona na części, które scala główny temat filmu – śmierć. Rozdzielają je swoiste interwały z czarnym ekranem i głośną, współczesną muzyką poważną autorstwa Pawła Mykietyna. Taka forma obrazu zdecydowanie wprowadza pełne oczekiwania napięcie.
Aktorsko film Małgorzaty Szumowskiej stoi na całkiem przyzwoitym poziomie. Julia Jentsch, Izabela Kuna, Maciej Stuhr, Peter Gantzler i Andrzej Hudziak stają na wysokości zadania. Genialnie, w roli umierającej Barbary, wypada Małgorzata Hajewska-Krzysztofik. Aktorka jest tak przekonująca, że ma się wrażenie uczestniczenia w rzeczywistej śmierci. Jedyne, co szwankuje i do czego mam niewielkie zastrzeżenia to dubbing – Jentsch i Gantzler mówią głosami Dominiki Ostałowskiej i Roberta Więckiewicza i przyznam, że jak na mój gust wygląda to nie najlepiej.
Na koniec należy zaznaczyć, że mimo tematyki poruszanej przez Szumowską, „33 sceny z życia” to obraz całkiem zabawny. Film jest zupełnie jak życie, trochę smutny, trochę śmieszny, bo mimo wszechobecnej śmierci, zdarzają się sceny, które mogą bawić niemalże do łez.
Przyznaję, że Małgorzata Szumowska zrobiła kawał dobrego kina, kina które pokazuje życie bez cukierkowego ubarwiania, kina które gra na emocjach, które nie zostawia widza obojętnym. „33 sceny z życia” polecam i to bardzo gorąco.