Guillermo del Toro to obecnie jeden z najbardziej utalentowanych i uznanych filmowców w Hollywood. W rankingu najlepszych filmowców magazynu "Time" znalazł się zanim ukończył swój trzeci film. Urodzony w Meksyku i wychowany przez głęboko religijną babkę, Guillermo miał styczność z filmem już od nastoletnich lat. Jako wielki fan horrorów zgłębiał tajniki charakteryzacji i efektów wizualnych na podstawie „Egzorcysty”, sam uczył się scenopisarstwa i kręcenia filmów. W wieku 21 lat wyprodukował swój pierwszy film krótkometrażowy – „Dona Herlinda” (1985). Od wczesnych lat 80. rozwijał też własną firmę Necropia specjalizującą się w make up’ie filmowym. W natłoku zajęć i zgłębiania wiedzy filmowej wciąż znajdywał czas na produkcję i reżyserię wielu programów dla telewizji meksykańskiej. Debiut fabularny del Toro “Cronos” z 1993 roku sprawił, że młody reżyser zaczął być nazywany największą wschodzącą gwiazdą meksykańskiego kina. Film był opowieścią o spokojnym antykwariuszu odkrywającym dziwne znalezisko w kształcie jaja, które po wstrzyknięciu dziwnej substancji przemieniło głównego bohatera w wampira. „Cronos” był mieszaniną różnych gatunków filmowych i ukrytą przypowieścią o Meksyku i Stanach Zjednoczonych. Film zdobył nagrodę krytyków na festiwalu w Cannes co sprawiło, że reżyser zyskał międzynarodową sławę.
Zrealizowanie pierwszego filmu w Hollywood stało się jak najbardziej realne i miało miejsce już w 1997 roku. Mowa o filmie „Mutant” z Mirą Sorvino, która przyjęła rolę za radą swojego ówczesnego chłopaka i fana del Toro Quentina Tarantino. Film skupiał się na terroryzowaniu Nowego Jorku przez zmutowane owady, ale wymagania hollywoodzkiego studia sprawiły, że del Toro nie był zadowolony z końcowego efektu. Reżyser powrócił więc do Meksyku gdzie założył firmę The Tequila Gang i zaczął tworzyć bardziej osobiste thrillery. Pierwszym z nich był wyprodukowany przez braci Pedro i Augustina Almodovara „Kręgosłup diabła” w 2001 roku. Była to opowieść o duchach osadzona w czasach hiszpańskiej wojny domowej. Filmem tym del Toro zyskał jeszcze większe uznanie wśród krytyków i fanów dzięki czemu otrzymał kolejne oferty filmowe z Hollywood oraz zaproszenie do współpracy z Jamesem Cameronem i Francisem Fordem Coppolą. W 2002 roku del Toro wyreżyserował sequel „Blade’a” oraz film „Hellboy” czyli adaptacje kultowych w Stanach Zjednoczonych komiksów.
Zaraz po tym reżyser powrócił do Meksyku by zająć się ponownie tym co lubi najbardziej, czyli niskobudżetowym filmem. Tym razem był to „Labirynt fauna” z 2006 roku. Ta mroczna opowieść fantasy o małej dziewczynce przekonanej o istnieniu mitycznego fauna i swoim legendarnym, królewskim pochodzeniu okazała się prawdopodobnie największym osiągnięciem artystycznym del Toro. Film stał się, co rzadko spotykane, artystycznym hitem i zdobył ogromne uznanie. Otrzymał 5 nominacji do Oscara i wygrał w trzech kategoriach.
Rok później na ekrany trafił długo oczekiwany przez fanów sequel „Hellboya” i był to ostatni reżyserski film del Toro przed mającym swoją premierą 12 lipca tego roku „Pacific Rim”. Nie znaczy to wcale, że del Toro spoczął na laurach. Gullermo jest bowiem jednym z najbardziej zapracowanych filmowców Hollywood i mimo iż ma ugruntowaną pozycję w Fabryce Snów, ciągle powraca do kameralnych i niskobudżetowych filmów. W trakcie pracy nad gigantyczną produkcją „Pacific Rim” zdążył wyprodukować niskobudżetowe „Oczy Julii”, „Biutiful” czy „Nie bój się ciemności”. Guillermo jest również współscenarzystą do obu części „Hobbita” w reżyserii Petera Jackosna. Po zakończeniu prac na „Pacific Rim” reżyser z radością przystąpi do mniejszego i bardziej kameralnego filmu „Crimson Peak” mając w planach jeszcze kilka różnorodnych projektów.