„21 Jump Street” wywoływała w odbiorcach mieszane uczucia – niektórzy uważali ten film za dobry, inni niekoniecznie. Mnie osobiście nie zachwycił, jednak nie mogę powiedzieć, iż był zły, gdyż w końcu wywołał we mnie ataki śmiechu. Fabularnie był po prostu do bólu przewidywalny. Co zmieniła przeprowadzka agentów? Czy przeniesienie się z numeru 21 pod 22 okazało się dobrym pomysłem? Okazuje się, że tak.
Schmidt i Jenko powracają. Tym razem nie będą udawać uczniów szkoły średniej, bądź co bądź, nie wyglądają na nastolatków, tylko udadzą się do college'u. Ich zadanie, jak twierdzą przełożeni bohaterów, jest proste – mają zrobić dokładnie to samo, co w przypadku wcześniejszej akcji, czyli rozpracować dealerów narkotyków. Jest ofiara, są wskazówki. Problem polega na tym, że ta sprawa sporo różnie się od wcześniejszej, i nie chodzi tylko o modus operandi poszukiwanych, ale o samych protagonistów.
Prawda o filmie jest taka – fabuła, jak w przypadku pierwszej części, nie należy do zbytnio ambitnych i wyszukanych. Wprawdzie pojawia się więcej nieoczekiwanych splotów wydarzeń i czarne nie zawsze jest czarne, a białe białe, jednak łatwo przewidzieć większość wypadków. Kiedy jednak weźmie się pod uwagę charakter produkcji i to, jak miała wpłynąć na widza – cel został osiągnięty.
Głównym bohaterem filmu jest humor obecny w większości scen. Jedno jest pewne – zarówno Jonah Hill jak i Channing Tatum mają niebywały dystans do siebie. Nie każdy chciałby zagrać w takiej produkcji, mało kto zgodziłby się na odegranie takich postaci. Humor słowny i sytuacyjny to nie największa bomba, jaką serwują scenarzyści i reżyserzy. Najważniejsze są główne postacie oraz ich wzajemne relacje.
Bromance to za delikatne słowo, by określić związek Schmidta i Jenko. To już nie są delikatne aluzje, jak w większości filmów czy seriali (choćby „Merlinie” czy „Nie z tego świata”). Tutaj o uczuciach partnerów i ich problemach emocjonalnych mówi się wprost. Fangirls powinny poczuć się usatysfakcjonowane, ponieważ dawka męsko męskich scen pełnych zwierzeń jest spora.
W tej części para bohaterów zaczyna podążać oddzielnymi ścieżkami. Jenko staje się gwiazdą, znajduje nowego przyjaciela, z którym, dosłownie, rozumie się bez słów , przez co Schmidt czuje się odsunięty na bok. Bohaterowie nie są już ze sobą tak blisko, próbują odnaleźć własne drogi. Oczywiście każdy domyśli się, co wyniknie z tych poszukiwań - mnóstwo zabawnych scen.
„22 Jump Street” to bardzo dobra lekka komedyjka, która nie wymaga od widza zbytniego myślenia. Mnóstwo zabawnych scen zapada w pamięci, a odwołania do innych znanych produkcji (jak choćby „Teen Wolf” czy „Szybscy i wściekli”) powoduje, że odbiorca zostaje wciągnięty w pewnego rodzaju grę – ile nawiązań do popkultury jesteś w stanie znaleźć. Jeżeli podobała Wam się pierwsza część, dwójka również Was nie zawiedzie. Jest lepsza, śmieszniejsza i mocniejsza. Podwójna dawka absurdu sytuacyjnego i zabawnych scen gwarantowana.