Wyobraźcie sobie sytuację, w której ni z tego, ni z owego tracicie nagle wzrok. Otaczający was kolorowy świat staje się białą masą, a wszystkie miejsca, jakie znacie od dziecka, są dla was całkowicie obce. Powoli zdajecie sobie sprawę, że aby móc funkcjonować, musicie zdać się na życzliwość obcych ludzi, a powrót do bezpiecznego domu staje się ciężką przeprawą przez otaczające was echa miast. Wyobraźcie sobie, że w momencie, kiedy tracicie wzrok, tracą go również wszyscy ludzie wokół was. Nagle stajecie się marionetkami, które próbując się odnaleźć w nowej sytuacji, cały czas trafiają na przeszkodę złożoną z innych ślepców. Stajecie się tacy sami jak inni, ani mali, ani duzi. Ani piękni, ani brzydcy. Przestaje was dzielić status majątkowy, uprzedzenia rasowe, na znaczeniu traci kolor oczu czy włosów. Czy ktokolwiek z was potrafiłby odnaleźć się w tym niewidzialnym dla oka świecie?
Na to pytanie stara się odpowiedzieć Fernando Meirelles, reżyser filmu „Miasto ślepców”, który powstał na podstawie książki Jose Saramago o tym samym tytule. Przedstawia w nim fikcyjne miasto, którego ludność systematycznie, dzień po dniu, traci wzrok. Rząd myśląc, że jest to epidemia nieznanej choroby, umieszcza ślepców w odosobnionych placówkach. Do jednej z nich (dokładniej do szpitala psychiatrycznego) trafia wraz z mężem okulistą (Mark Ruffalo), kobieta (Julianne Moore), która jako jedyna nie straciła wzroku. Żona doktora, która ukrywa ten fakt, stara się jak najbardziej ułatwić funkcjonowanie innym „pacjentom” dotkniętym ślepotą.
Na przykładzie tej mikroskopijnej społeczności Fernando Meirelles oferuje nam przegląd zachowania społeczności w obliczu kryzysu. Niestety nie jest on do końca adekwatny do wyobrażeń widza, który oglądając dość apokaliptyczną wizję upadku ludzkich wartości, nie do końca ma szansę w nią wniknąć. Zachowanie społeczeństwa nie zawsze jest wiarygodne, a momentami wręcz zaskakująco spokojne. Z jednej strony epidemia ślepoty wywołuje panikę wśród ludzi, ale z drugiej odnosi się czasem wrażenie, że tak naprawdę nic się nie dzieje. Najbardziej intrygujące i zarazem najciekawsze jest zachowanie głównej bohaterki, która jako jedyna zachowała wzrok. Ta, która ma niewątpliwie przewagę nad wszystkimi otaczającymi ją ludźmi, zachowuje się jak niewidoma. Bez słowa sprzeciwu poddaje się wpływowi ogółu i reżimowi, jaki zaczyna panować w tym upośledzonym mikrospołeczeństwie.
Największym atutem tego filmu jest niewątpliwie warstwa psychologiczna. Największym, a mimo to niezbyt mocnym. Momentami trudno wczuć się w zaistniałą sytuację. Brak też jakiegokolwiek dialogu z widzem, który po obejrzeniu obrazu zadałby sobie pytanie: „A co, gdyby nas to spotkało?”. Obraz, który miał być moralitetem filmowym, jest bardziej bliski hollywoodzkiej sztampie, z której nic nie wynika. Mimo to warto zobaczyć ten film choćby po to, aby zachęcić samego siebie do przeczytania literackiego pierwowzoru.