Film ''Nigdy nie będę twoja'' należy do gatunku eksploatowanego w Hollywood chyba najbardziej ze wszystkich – komedii romantycznej. Scenarzyści dawno już wyczerpali limit nowości w tym względzie, kolejne odgrzewane produkcje powielają schematy których jest bez liku – ''Ona, On i Ten Trzeci'', ''Ona, On i Ta Trzecia'', ''Ona i On na początku się nie lubią, ale już wkrótce połączy ich Wielka Miłość'', ''On udaje geja żeby się do niej zbliżyć'', itp.,itd. ''Nigdy nie będę twoja'' to komedia spod znaku Ona stara, On młody, i co z tego wyniknie.
Bohaterką filmu jest producentka seriali telewizyjnych Rosie (Michelle Pfeiffer), rycząca czterdziestka po rozwodzie, wychowująca nastoletnią córkę. Akcja toczy się w Hollywood, gdzie presja na bycie pięknym i młodym jest ogromna, nic dziwnego więc, że kiedy nasza Rosie poznaje młodego Adama (Paul Rudd), wstydzi się przyznać że przekroczyła już magiczną czterdziestkę. Adam jest jednak mężczyzną idealnym, jedenastoletnia różnica wieku go nie przeraża, i zakochuje się w bohaterce na zabój. Ich miłości nie są w stanie zniszczyć knowania złej sekretarki, której za wszelką cenę stara się doprowadzić ich związek do końca. Namieszać nie zdoła także wcielona Matka Natura, bezskutecznie próbująca wyjaśnić Rosie prawa przyrody rządzące także ludzkimi zachowaniami.
Dobrą stroną filmu są aktorzy. Michelle udowadnia, że ma komediowe wyczucie, postać nie jest przerysowana. Przy tym pomimo swoich pięćdziesięciu lat aktorka nadal potrafi zachwycać urodą na ekranie. Paul Rudd natomiast jako Adam jest uroczy i wiarygodny, niemal udaje mu się przekonać widzów, że nawet gdy Rosie będzie się "sypać", on nawet nie spojrzy na młodsze. Ma poza tym tak słodką i przyjazną facjatę, że chwyta za serce każdego widza płci żeńskiej.
Aktorstwo głównych postaci to niestety jedyny plus filmu. Fabuła, pomimo że opowiada historię kobiety starszej i teoretycznie dojrzałej, niczym nie różni się od komedyjek z high school. Mam wrażenie, że scenarzyści mogli wycisnąć z tego tematu dużo więcej, ale zadowolił ich zlepek klisz, które widzieliśmy już tysiąc razy. Wszystko wydaje się być tak proste, słodkie i łatwo dostępne, że chwilami mdli. Postacie drugoplanowe są albo zupełnie bez wyrazu – jak np. córka Rosie, Izzie, albo nieznośnie przesadzone – np. współpracownicy z planu, kostiumolog gej, asystent Anglik czy kapryśna gwiazdka serialu. Gdyby scenarzyści wysilili się trochę bardziej i tchnęli w dialogi i fabułę więcej życia, może udałoby się z ''Nigdy nie będę twoja'' zrobić film inteligentny i zabawny. Tymczasem jedyną postacią która naprawdę śmieszy jest Matka Natura i jej satyryczne obserwacje.
Podsumowując, polecam film ''Nigdy nie będę twoja'' tym, którzy po ciężkim zimowym dniu mają ochotę na odmóżdżającą rozrywkę rodem z plastikowego świata Hollywood. Polecam ją także kobietom w każdym wieku które spotkał zawód ze strony mężczyzny. Nie ma lepszego lekarstwa na takie stany niż film kończący się słowami "i żyli razem długo i szczęśliwie".