Podróż po umyśle psychopaty w celu uratowania jego ostatniej ofiary? Brzmi to bardzo intrygująco i kojarzyć się może z ciekawą książką Paula Wilsona i Matthew Costello pt. „Miraż”. Bohaterka tej powieści korzystała z nowatorskiego urządzenia pozwalającego na wgląd do umysłu nieprzytomnych osób i tą drogą próbowała pomóc siostrze, która znajdowała się w stanie śpiączki. Okazało się, że ludzki umysł może kryć bardzo mroczne tajemnice... Podobną fabułę znajdziemy w „Celi”.
FBI prowadzi śledztwo w sprawie seryjnego zabójcy kobiet (Vincent D'Onofrio). Gdy w końcu udaje się go namierzyć okazuje się, że przestępca zapadł w śpiączkę. Wiadomo jednak, że przed wypadkiem uwięził on jeszcze jedną ofiarę w sobie tylko znanym miejscu. Według obliczeń dziewczynie pozostały niecałe dwie doby życia, gdyż po tym czasie pomieszczenie, w którym się znajduje zostanie zalane wodą. Jedyną osobą, która może ją uratować jest młoda pani psycholog (Jennifer Lopez) podróżująca dzięki rewolucyjnemu urządzeniu po ludzkich umysłach...
Już samo umiejscowienie dużej części filmu „w głowie” jednej z postaci wysoko podniosło poprzeczkę przed scenografami i specjalistami od efektów. Jak sobie poradzili? Przyznam, że liczyłem na więcej. Spodziewałem się bowiem naprawdę mrocznych, surrealistycznych klimatów (choć te pojawiają się w śladowych ilościach) ilustrujących wyobraźnię szaleńca i podkreślonych budzącą lęk muzyką. Niestety, nie otrzymałem tego. Wprawdzie gołym okiem widoczny jest kontrast między umysłem niewinnego dziecka a psychopatycznego mordercy, ale oczekiwałem czegoś innego niż potworów i niewiele wnoszącej religijnej symboliki. Nawet jeśli te elementy ukazane zostały na tle ładnych dla oka, plastycznych obrazów.
Nie zaskakuje też sama fabuła. Jest mocna przewidywalna i schematyczna. Szkoda, że nie zawiera żadnego zwrotu, który znacząco podniósłby napięcie i przyspieszył akcję, bo ta (mimo wyścigu z czasem) toczy się dość powoli. W efekcie raczej właśnie to w największej mierze wpływa na dość kiepski odbiór całości.
Przed seansem mnóstwo obaw może budzić obsadzenie w głównej roli Jeniffer Lopez. O ile pierwsza scena z jej udziałem raczej nie nastraja optymistycznie, to później jest już lepiej. Sam się dziwię, że to piszę, ponieważ mam alergię na J. Lo, ale muszę przyznać, że poradziła sobie całkiem przyzwoicie. Ciekawy kontrast stanowi jej delikatna i opiekuńcza natura z wizją zwyrodniałego przestępcy, w której postrzegana jest jako drapieżny wamp.
Niestety, kompletnie zawiódł mnie Vince Vaughn. Jego Peter Novak jest postacią mdłą i bez wyrazu. Inaczej jest z Vincentem D'Onofrio, który jako psychopata wygląda całkiem przekonująco, a jego jakby nieobecne spojrzenie świetnie oddaje wizerunek szaleńca. Szkoda tylko, że stosunkowo mało pojawia się na ekranie oraz że podłoże psychologiczne popełnionych przez niego zbrodni zostało spłycone i odniesione do tak zgranego już banału, jakim są traumatyczne przeżycia z dzieciństwa.
Generalnie spodziewałem się filmu lepszego, mocniejszego i bardziej mrocznego. Niestety, „Cela” okazała się słabą produkcją. Co z tego, że pomysł niebanalny, skoro wykonanie schematyczne. Nie polecam.