Jeszcze przed Świętami postanowiłam udać się do kina na komedię, w której jedną z głównych ról gra Bruce Willis. Bardzo cenię sobie tego aktora i lubię oglądać wszelkie filmy, w jakich występuje. Spodobała mi się również tematyka produkcji, dlatego postanowiłam zaznajomić się z filmem „Żądze i pieniądze”.
Beth, po pewnym przykrym incydencie w pracy, postanawia rzucić swoje dotychczasowe życie i wyjechać do Las Vegas. Ma nadzieję, że w tym mieście zacznie jej sprzyjać szczęście, a jej los się odmieni. I tak się staje, kiedy poznaje Dinka – zajmującego się hazardem. Wszystko idzie jak po maśle, dopóki Dink nie zwalnia dziewczyny.
Muszę przyznać, że po filmie oczekiwałam czegoś więcej. Rozczarowałam się. Owszem jest to komedia, jednak nie najwyższych lotów. Mało komizmu sytuacyjnego, nie mówiąc już o słownym. Postaci są przerysowane i śmieszne, jednak nie na tyle, by je zapamiętać. Zacznijmy jednak od początku.
Brak elementów komicznych jestem jeszcze w stanie zrozumieć, jednak tego, jak mówiła, wyglądała i zachowywała się główna bohaterka, nie. W życiu nie spotkałam (zarówno w rzeczywistości, jak i filmach) bardziej denerwującej postaci. Myślałam, że Bella ze „Zmierzchu” zasługuje na nagrodę za makabrę życia, ale nie, palmę pierwszeństwa przejęła Beth. Gdyby nie ta bohaterka film byłby o wiele lepszy. Twórcy chcieli na siłę napakować w jedną postać wszelkie śmieszne zachowania i walory i wyszedł… potwór. Dosłownie i w przenośni. Bohaterka jest głupiutka, pusta, nijaka i ten jej głos… Dziwię się, że nie oszalałam.
Trudno mi oceniać grę aktorską Rebecci Hall. Jeśli miała zagrać taką kretynkę – to wyszło jej wprost idealnie. Była tak bardzo przekonująca, że uznałam, iż aktorka jest jak grana przez nią postać. Jeśli chodzi o innych aktorów – żaden nie wpłynął na mnie tak destrukcyjnie. Wyśmienity Bruce Willis, genialna Catherina Zeta-Jones. Ich grze i postaciom przez nich odgrywanym nie mam nic do zarzucenia.
Czy warto obejrzeć ten film? Trudno powiedzieć. Produkcja nie wniosła nic ciekawego, nie śmieszyła, jak na komedię przystało. Co gorsza, przyprawiła mnie o ból głowy (tak, Beth…). Dlatego nie wiem czy wybrałabym się do kina po raz drugi na „Żądze i pieniądze”.