W kinie mogliśmy oglądać już wiele animacji przedstawiających perypetie wesołych i wyszczekanych czworonogów. „101 dalmatyńczyków”, „Piorun”, „Przygody psa Balto”, czy niedawne „Corgi, psiak Królowej”, to tylko kilka przykładowych tytułów, które lepiej lub gorzej prezentują na ekranie przygody psich bohaterów. „Urwis” Kevina Johnsona uplasowuje się gdzieś po środku, będąc całkiem przyjemną, jednak przeciętną i niepowalającą animacją dla całej rodziny.
Fabuła nie jest specjalnie odkrywcza i przywodzi na myśl kilka już wcześniej prezentowanych w kinach produkcji. Głównym bohaterem jest tytułowy Urwis – żyjący od szczeniaka w luksusie pies. Przyzwyczajony do wystawnego życia, w którym na każde swoje szczeknięcie ma najpyszniejsze rarytasy czy zabawy, bohater będzie musiał zmierzyć się z pozbawioną przywilejów rzeczywistością. Po śmierci ukochanej Pani Urwis, wraz z całym pozostawionym majątkiem, ma zostać przygarnięty przez jej interesownych i nielubiących czworonogów krewnych. Zrządzenie losu sprawia, że pies zamiast do nowych opiekunów trafia na ulicę, gdzie będzie musiał nauczyć się reguł panujących w miejskiej dżungli, w której nikogo nie obchodzą humory rozkapryszonego czworonoga. Nowa sytuacja będzie dla Urwisa prawdziwą szkołą życia, która pozwoli mu dowiedzieć się, co w życiu jest tak naprawdę ważne.
„Urwis” nie jest animacją, która tak jak „101 dalmatyńczyków” czy „Wszystkie psy idą do nieba” zachwyci pokolenia i będzie następnym kultowym filmem o czworonogach. Jest to całkiem przyjemna w odbiorze, choć bardzo schematyczna animacja, która sprawdzi się na seans z trochę starszymi, uwielbiającymi psy dziećmi. Produkcja niestety gładko wpisuje się w bardzo przyjemne, jednak przechodzące bez echa średniaki. Tym, co najbardziej się do tego przyczynia, jest oklepana i przewidywalna fabuła, oparta o przejedzony już schemat rozkapryszonego bohatera, który sprowadzony na ziemię musi poradzić sobie w normalnych realiach. Mało w filmie świeżości i przedstawienia znanego motywu w nowym i bardziej interesującym świetle. Również bohaterowie, choć bardzo estetycznie wyglądający i fajnie zdubbingowani, nie wybijają się na tyle, żeby pamiętać o nich dłużej niż podczas prawie półtoragodzinnego seansu. Zawodzą także antagoniści w postaci krewnych właścicielki Urwisa, są oni mało atrakcyjni w odbiorze i tak bardzo nijacy, że właściwie mogłoby ich nie być.
To, że „Urwis” jest bardzo schematyczny, nie oznacza, że nie zapewnia przystępnej rozrywki. Perypetie bohatera i jego przyjaciół ogląda się miło, a fabuła zawiera dobre dla młodych widzów morały – pieniądze to nie wszystko oraz prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Produkcja jest bardzo ładna wizualnie. Zarówno wygląd ludzkich, jak i czworonożnych bohaterów cieszy oko małych i dużych widzów. Pod względem muzycznym też jest przyjemnie, pojawia się trochę piosenek, jednak nie są one wepchnięte na siłę, a stanowią miłe uzupełnienie fabuły. Również dubbing sprawdza się bardzo dobrze, co ostatnio w filmach animowanych nie jest taką oczywistością. Na ekranie usłyszymy m.in. Mateusza Banasiuka, który świetnie odnajduje się w roli radosnego Urwisa.
Największą bolączką „Urwisa” jest brak konkretnie sprecyzowanej grupy docelowej. Dla bardzo małych widzów film, ze względu na zbyt dorosłe i przekombinowane zwroty w dialogach, może być momentami niezrozumiały. Dla dorosłych męcząca może być nazbyt przewidywalna fabuła oraz niektóre przerysowane i infantylne postacie jak dziwaczny łowca zwierząt czy banda męczących wiewiórek. „Urwis” pomimo braków sprawdzi się jako przyjemne familijne kino do obejrzenia z trochę starszymi dziećmi, szczególnie jeśli są one fanami opowieści o psich lub zwierzęcych bohaterach.
Recenzja powstała dzięki współpracy z Monolith Video - dystrybutorem filmu na DVD.