Dorośli też lubią misie, ale nie zawsze się do tego przyznają. „Paddington” to przyjemny film familijny, który można obejrzeć bez ryzyka. To ciepło opowiedziana historia zagubionego niedźwiadka urodzonego w Peru, który musi się odnaleźć w cywilizowanym, współczesnym Londynie. Jego szczerość jest rozbrajająca i choć ciągle zupełnie niechcący musi coś nabroić, to nie można się na niego złościć, a jego przywiązanie do zwrotów grzecznościowych jest imponujące i powinni się od niego uczyć ludzie.
Fikcyjna postać niedźwiadka, która została stworzona przez angielskiego pisarza Michaela Bonda – miś Paddington, przypominający bardziej pluszowego misia niż prawdziwego niedźwiedzia, występuje w 14 książkach dla dzieci i filmach animowanych. Jego obowiązkowy strój to czerwony kapelusz i granatowy płaszczyk zapinany na drewniane kołki.
Miś Paddington jest bardzo grzeczny i choć jego maniery przy stole są, delikatnie mówiąc, barbarzyńskie, to trudno mieć do niego o to pretensje, bo jest tak rozbrajający w tym swoim zagubieniu, że nie można mu tego nie wybaczyć.
Jak się jednak okazuje nawet tak uczciwy i szczery zwierzak, może mieć wrogów, którzy czyhają na jego życie. Tu w roli szwarccharakteru Nicole Kidman. W obsadzie znalazła się także rozbrajająco pocieszna Sally Hawkins znana z filmu „Happy go lucky”. W polskiej wersji językowej głosu niedźwiadkowi udzielił Artur Żmijewski. Trzeba nadmienić, że dubbing jest naprawdę dobrze dopasowany i nie irytuje tak bardzo, jak to często ma miejsce w tego rodzaju produkcjach z ludzkimi postaciami.
Fabuła jest bardzo typowa dla tego rodzaju produkcji. Rodzina państwa Brown przygarnia niedźwiadka na stacji Paddington – czemu zawdzięcza swoje imię. Chodzi tylko o jedną noc, potem miś ma trafić do przytułku. Kiedy miś zjawia się w domu, zaczynają się kłopoty. Cierpliwość pana domu zaczyna się kończyć, tym bardziej że bardzo dba on o dobro i bezpieczeństwo swoich dzieci. Wkrótce na horyzoncie pojawia się niebezpieczna panna Clyde, która chce misia spreparować i umieścić w muzeum, jako dowód wyprawy jej ojca do Peru.
„Paddington” jako film jest poprawną i przyjemną rozrywką. Jednak nie można powiedzieć, że jest to zachwycające kino przygodowe. Trochę brakuje mu emocjonującego tempa. Jest to film trochę zrobiony na skróty, trochę zbyt ocierający się o utarte schematy tego gatunku. Brakuje mu płynnej ciągłości, a poszczególne sekwencje są urywane tam, gdzie powinny się na dobre rozwinąć. Historia trochę za szybko przechodzi do finalnego rozwiązania, trochę za szybko Paddington zjednuje sobie rodzinę Brownów, tym bardziej że nie widać między nimi nawiązywania emocjonalnej więzi, bo miś większość czasu spędza samotnie na strychu, pisząc swój dziennik. Z przyjemnością ogląda się efekty specjalne, bardzo kreatywne zabawki, efekciarsko wmontowane w prawdziwą rzeczywistość.
Początek bardzo przyjemnie się rozwija, ale potem jest trochę momentów nudy i zastygania akcji. Polska wersja językowa nie powala, choć pada kilka zabawnych tekstów. Obejrzenie „Paddingtona” nie uskrzydla, ale jest przyjemną rozrywką – ciepłą, kolorową i pouczającą. Miś, który przyjeżdża z Peru do cywilizowanego Londynu, zwraca uwagę swoją „kulturą” i używaniem zwrotów grzecznościowych. Film tym bardziej świetnie trafia ze swoją premierą w okołoświąteczny okres.