John Hancock to superbohater, którego wszyscy nienawidzą. Powód jest prosty: zamiast ratować miasto z opresji, śpi na ulicy, trzymając pod ławką karton jakiegoś trunku. W chwilach, gdy decyduje się pomóc, przy okazji rozwala połowę ratowanego miasteczka. Hancock jest po prostu degeneratem. Jednak w czasie jednej ze swoich bohaterskich misji, ratuje specjalistę od PR, który w ramach podziękowania zamierza zaoferować mu swoje usługi. Czy Hancock się zmieni?
Tym razem na ekranie zobaczymy o wiele więcej niż Willa Smitha i psa ("Jestem legendą"). W obrazie Petera Berga występują również Jason Bateman i Charlize Theron. Ta druga już dawno nie pojawiała się w obsadzie mega produkcji, a jej powrót w "Hancocku" należy uznać za udany, gra bardzo ciekawą postać i jest po prostu zabawna. Z resztą, całą trójkę należy pochwalić, szczególnie za scenę w szpitalu, najlepszą scenę całego filmu.
Pierwotny pomysł na "Hancocka" był trochę inny. Miał to być naprawdę mocny film, z kategorią wiekową R. Jednak obecność w projekcie ukochanego przez amerykanów Willa Smitha, który jest gwarantem sukcesu finansowego, zmieniła nastawienie producentów do tego filmu. Postanowili wypuścić komedię familijną, która przyniesie większe zyski. Jednak fragment z tego starego scenariusza pozostał. Jest to niesamowita scena, zupełnie wybijająca widza z równowagi, gdyż kompletnie nie pasuje do tego, co wcześniej dzieje się na ekranie. Jest ona niesamowicie szybka i dramatyczna. Genialny montaż. Kto wie, może ciekawiej byłoby, gdyby pierwotny pomysł został zachowany i cały film wyglądał podobnie…
Najśmieszniejsza część filmu to początek. Wtedy to właśnie Hancock lata sobie z butelką za pazuchą, ratując co prawda pokrzywdzonych, jednak w tym samym czasie krzywdząc innych i to bynajmniej nie przestępców. Twórcy obrazu w bardzo umiejętny sposób żonglują dowcipem sytuacyjnym i słownym, rozśmieszając każdego.
Obraz reżyserował Peter Berg – solidny rzemieślnik, który potrafi film uczynić atrakcyjnym dla oczu. I tak właśnie jest w "Hancocku", ogląda się go po prostu dobrze. Szkoda tylko, że tak mało scen dramatycznych, ekspresyjnych i przejmujących, znanych chociażby z "Królestwa".
Moim zdaniem "Hancock" to jednak przede wszystkim zmarnowany ogromny potencjał. Wspaniały pomysł na film, który przeciekł scenarzystom między palcami. Co prawda kilka ciekawych rozwiązań znalazło się w obrazie Berga, jednak można to było rozegrać dużo ciekawiej. Sporo mówi się o sequelu, jednak wątpię, żeby miał on być bardziej ambitny, czy ciekawy. Najprawdopodobniej pójdzie on w ślady części pierwszej.
Film jest naprawdę dobry. Zabawna komedia ze sporą dawką akcji i odrobiną dramatyzmu. W kinie bawiłem się świetnie. Jednak to mi nie wystarczy, żeby docenić "Hancocka". Genialny pomysł, który narodził się w pierwotnej wersji scenariusza, został zabrany, brutalnie spłycony, posypany złotkiem i sreberkiem i wypuszczony do kin.