Film „Sierociniec” obejrzałem przy okazji Nocy Europejskiego Kina Grozy. Moje oczekiwania były dosyć wygórowane, ponieważ słyszałem wiele pochlebnych opinii na temat owego filmu – porównywano go nawet do rewelacyjnego „Labiryntu Fauna”. Niestety, oba filmy łączy tylko i wyłącznie nazwisko Guillermo Del Toro.
Laura (Belén Rueda) wraca do budynku będącego kiedyś sierocińcem. To w nim bohaterka spędziła swoje dzieciństwo. Teraz chce ponownie otworzyć tutaj dom, w którym będzie pomagać chorym dzieciom. Niestety, powoli zauważa pewne problemy u swojego syna, Simona. Podczas przyjęcia zorganizowanego dla wszystkich dzieci Simon przepada. Zrozpaczona matka rozpoczyna poszukiwania zaginionego syna.
Jak już powiedziałem, oczekiwałem dobrego, trzymającego w napięciu filmu. Przeliczyłem się. „Sierociniec” nie podobał mi się, nie wciągnął mnie i nie zachwycił. Wręcz przeciwnie – był dla mnie nudny i irytująco głupi. Cała intryga i zaginięcie dziecka okazało się zbyt błahe i proste. Spodziewałem się czegoś inteligentnego, imponującego i naprawdę świeżego, a to, co dostałem było nijakie, banalne.
Pochwalić jednak mogę Belén Ruedę, aktorkę wcielającą się w Laurę. Zagrała naprawdę dobrze i przekonywująco. A co poza tym? Chyba nic, najlepsze sceny pokazano w zwiastunach (przestroga, aby więcej zwiastunów nie oglądać!). Jedyny moment, kiedy się naprawdę wystraszyłem to było typowe i wtórne wyskoczenie ‘czegoś’ w najmniej oczekiwanym momencie. I jeszcze na dodatek owa scena w ogóle nie pasowała do filmu.
Podsumowując, „Sierociniec” był dla mnie filmem złym: zero klimatu, brak grozy, czerstwa atmosfera i banalne zakończenie. Odradzam obejrzenie. Jeśli jeszcze nie widzieliście, to naprawdę nic nie straciliście. Hiszpanie pokazali nam już wiele lepszych filmów grozy.