Studio Pure Flix, największy niezależny twórca filmów chrześcijańskich na świecie, tym razem zdecydowało się na zekranizowanie opowieści o starotestamentowym bohaterze- Hebrajczyku obdarzonym niezwykłym darem siły, wybrańcu Boga, którego posłannictwem było wyzwolenie swego ludu z niewoli. Większość zapewne zna Samsona właśnie z tej ogromnej, nadludzkiej siły i z faktu, że wywiodła go w pole kobieta o imieniu Dalila. Film Bruce’a Macdonalda opowiada w sposób szczegółowy o losach Samsona, a w tej opowieści rolę centralną pełni wątek konfliktu z imperium Filistynów. Głównie z jego przywódcą okrutnym i żadnym władzy księciem Rallą.
Akcja filmu toczy się w Gazie w roku 1170 p.n.e. Filistyni nękają podbitych Hebrajczyków, nakładając na nich ogromne daniny. Samson jest nazirejczykiem – nie pije wina, nie dotyka zmarłych i nie ścina włosów (w nich m.in. kryje się jego moc). Nazirejska świętość oznaczała także, że jest się wybrańcem Boga, czyli ma się do spełnienia ważną misję. Po stracie ukochanej, która miała zostać jego żoną, Samson popada w konflikt z filistyńskim księciem. Na początku nie wydaje się być przejęty przepowiednią, znaną już od jego narodzin, że ma do wypełnienia misję wyznaczoną przez Boga. Kiedy gołymi rękoma zabija lwa, kiedy używa swej mocy i przy pomocy oślej szczęki w morderczej walce powala tysiąc filistyńskich żołnierzy, zaczyna do niego docierać, że przepowiednia się spełnia. Samson ma wszelkie atrybuty, by stać się zbawcą swego ludu. Początkowo brak mu wiary, potem przeszkadzają mu jego słabości. Te ostatnie z resztą wydają się być w filmie Bruce'a MacDonalda ważniejsze.
Filmowy Samson jest niestety irytujący. Z jednej strony jest waleczny i dobry, z drugiej do bólu naiwny, można śmiało rzec infantylny i łasy na względy kobiet. W dodatku nie grzeszy inteligencją, co udowadnia, wchodząc bezmyślnie w zakład ze złym księciem, czy nie dostrzegając ewidentnie widocznych złych intencji innych ludzi. Poza tym ma w sobie coś z dużego dziecka. Niestety nie udało się Taylorowi Jamesowi wykreować postaci bohatera z krwi i kości, co jest dużym minusem filmu. Lepiej spisał się Jackson Rathbone jako lalusiowaty z wyglądu, ale obdarzony wyrazistym, okrutnym i złym charakterem książe Ralla. Ten ześwirowany na punkcie władzy niegodziwiec jest wyjątkowo „czarny”. Pozostałe postaci zaledwie zaznaczają swoją obecność na ekranie.
Ogólne wrażenie byłoby niezłe, jako że film ma potencjał na dość widowiskowy, gdyby nie kilka mankamentów tej produkcji. Po pierwsze, jak już zostało wspomniane, to słaba kreacja protagonisty. Po drugie główni (i niektórzy drugoplanowi) bohaterowie wyglądają zbyt współcześnie. Mają schludne stroje, białe hollywoodzkie zęby i ładne fryzury. Inne elementy charakteryzacji czasem rażą sztucznością (jak choćby brody). Scenografia została po części (i to sporej) stworzona za pomocą nie najlepszych CGI, podobnie niektóre sceny z wykorzystaniem efektów komputerowych nie powalają widza, bo już lwa tak. Spora jest w filmie doza okrucieństwa, ale jest to zrozumiałe, biorąc pod uwagę epokę historyczną. Film nosi w sobie ślady innych produkcji, można odnieść wrażenie, że pewne fragmenty fabuły już się gdzieś widziało.
Na plus zaliczyć należy dobrą muzyka ilustracyjną oraz fakt, że film mimo wszystko wciąga, a widz może lepiej poznać historię biblijnego bohatera, który przez wieki inspirował artystów.