Jakiś czas temu mieliśmy okazję przekonać się, że korzystanie z aparatu telefonicznego potrafi zabić. Mam tu na myśli film „Telefon”, którego scenarzystą był Larry Cohen. „Telefon” był obrazem bardzo krótkim, ale i na swój sposób znakomitym. Cohen postanowił jednak nieco zamortyzować to śmiercionośne zagrożenie, jakim może być rozmowa telefoniczna z nieznajomą osobą. A dlaczegóżby ten fetysz współczesności, tak dla zachowania równowagi, nie mógł stać się teraz narzędziem ratującym czyjeś życie? Niestety dobra koncepcja nie została dobrze wykorzystana. Żałosny efekt pracy współpracującego z Cohenem, ale początkującego reżysera Davida R. Ellisa możemy oglądać w produkcji zatytułowanej „Komórka”.
Ryan (Chris Evans) to typowy amerykański młodzieniec, którego jedynym zajęciem wydaje się być znalezienie sposobu na zdobycie dziewczyny przy minimalnym wysiłku fizycznym (umysłowym zresztą również). Pewnego dnia rozkoszując się swoją nowiutką Nokią – prawdziwym cudem techniki, odbiera telefon od nieznajomej kobiety (Kim Basinger), która twierdzi, że została właśnie porwana. Ryan naturalnie bierze wszystko za głupi żart i kompletnie nie przejmuje się zrozpaczonym głosem Jessiki. Zgadza się jednak przekazać komórkę policji, ale fatalnym zbiegiem okoliczności ta nie bardzo ma akurat czas na zajęcie się sprawą, więc Ryan decyduje się sam odnaleźć kobietę oraz ocalić życie jej i jej rodziny, zmagając się przy okazji z czasem, policją, kidnaperami i - o dziwo - nawet własną genialną komórką.
Reżyser „Komórki” nie przyłożył się specjalnie do początkowych, ale przecież kluczowych dla całej dalszej akcji, momentów filmu. Porwanie Jessiki Martin ma miejsce już w drugiej scenie i trwa zaledwie kilka sekund. O kobiecie nie wiemy nic poza tym, że jest nauczycielką i bardzo kocha swego synka, są więc zapewne bardzo szczęśliwą rodziną. To o wiele za mało, żeby wczuć się w sytuację Jessiki, przejąć się jej losem i poczuć całą dramaturgię porwania. Fakt, że „Komórka” to film akcji, nie oznacza przecież, że musi to być seria migawek, które bez składu i ładu mają nam przelatywać przed oczami. Pobieżne zarysowanie głównych postaci filmu wydaje się poważnym błędem. Niestety nie jedynym.
Uczynienie z komórki narzędzia łączności bohatera z ofiarą porwania stało się idealnym pretekstem do wypromowania nowego produktu fińskiego koncernu. Co kilka minut Ryan prezentuje nam niezwykłe możliwości telefonu. Po pewnym czasie film zaczynamy traktować jak natrętną reklamę, a Ryan coraz bardziej upodabnia się do namolnego akwizytora. Nie sprzyja to wszystko odbiorowi fabuły i uwiarygodnieniu całej historii. Tym bardziej, że sceny akcji i pościgów (notabene nieźle zrealizowane) wypełniają film po brzegi i również powodują uczucie przesytu. Ogromny minus należy się obrazowi za nieudaną podróbkę filmu „Speed – niebezpieczna prędkość” Jana De Bonta. Niestety Chris Evans to nie Keanu Reeves, a i każda fabuła rządzi się swoimi prawami. Tak jak jeden z poprzednich filmów, w których wystąpił Evans, miał nie być kolejną komedią dla kretynów, tak „Komórka” najwyraźniej nie jest kolejnym filmem dla ludzi, chcących zobaczyć coś więcej, niż tylko cuda techniki, pościgi samochodowe i spoconych przystojniaków.
Kim Basinger miała być w „Komórce” lepem na widza. W końcu to bardzo znana i doceniona nawet przez oscarowe jury aktorka. Ale nawet najlepsi aktorzy nie potrafią naprawić kompletnie chybionej wizji reżysera. Kim dwoiła się i troiła, żeby wycisnąć ze swojej postaci maksimum łez, cierpienia i determinacji. Na próżno. Podobnie William H. Macy w roli sierżanta Mooneya oraz Jason Statham jako Ethan niewiele mogli naprawić. Tylko chwilami film zaciekawia, a sceny akcji dostarczają rozrywki na poziomie. Błędy przerobionego przez debiutantów scenariusza oraz brak doświaczenia reżysera filmu zbyt szybko dają o sobie znać i nie pozwalają na dłużej dać się pochłonąć opowiadanej historii.
Trudno się dziwić temu, co finalnie powstało z dobrego pomysłu Larry’ego Cohena. Po wrzuceniu do jednego worka tylu czysto komercyjnych zabiegów, musiał powstać produkt tandetny, adresowany głównie do nastolatków i tej części widowni, dla której szybkość akcji jest wyznacznikiem poziomu danego filmu. Ciekawe tylko jak oglądalność „Komórki” wpłynęła na sprzedaż tego, tak wychwalanego cudeńka, jakim jest Nokia 6600…