Idąc na „Kwarantannę” musiałem pogodzić się z faktem, że jest to niemal kopia innego obrazu, który na dodatek w naszych kinach gościł zaledwie trzy miesiące temu. Chodzi tu oczywiście o hiszpański horror „[Rec]”, w reżyserii Jaume'a Balagueró i Paco Plazy. Zadnie to niełatwe, w końcu jest to w pewnym sensie żerowanie na cudzej pracy, przy minimalnym wkładzie własnym. Mimo to jestem jednak w stanie zrozumieć i w pewnym sensie usprawiedliwić producentów remake'u, gdyż namówienie amerykańskiego widza do obejrzenia obcojęzycznego filmu graniczy z cudem, a to właśnie do osób, które nie widziały oryginału, film Johna Ericka Dowdle'a jest skierowany.
W scenariuszu nie wprowadzono praktycznie żadnych zmian, a jeśli już się pojawiają, to są to poprawki kosmetyczne. Reporterka Angela Vidal, wraz ze swoim kamerzystą Scottem, spędza noc wraz z jednostką straży pożarnej, gdyż to właśnie strażakom poświęcony jest kolejny odcinek jej nocnego programu. Wyjazd na rutynowe, wydawałoby się, wezwanie do chorej kobiety, kończy się niezwykle dramatycznie. Dwóch funkcjonariuszy zostaje pogryzionych przez agresywnie zachowującą się staruszkę, a budynek, z niewiadomych przyczyn, zostaje zupełnie odizolowany przez policję i wojsko. Z każdą minutą trwania kwarantanny sytuacja w środku staje się coraz bardziej niebezpieczna, mieszkańcy popadają w coraz większą panikę, a wszystko to rejestruje telewizyjna kamera...
Nie tylko scenariusz pozostał niezmieniony, większość scen wygląda niemal identycznie jak w oryginale. Amerykanie dla urozmaicenia swojej wersji dodali jednak tu i ówdzie trochę więcej krwi i scen mających wywoływać strach. Na całe szczęście nie przesadzili, przez co film nie stracił klimatu, który stanowił największą zaletę hiszpańskiego horroru. Nie przesadzono także z chaosem, który przy kręceniu „z ręki” wydaje się nieunikniony i choć jest kilka scen, w trakcie których ciężko połapać się w sytuacji, to jednak całość jest nakręcona bardzo dobrze, zupełnie inaczej niż prekursor gatunku - „Blair Witch Project”. Przyznam szczerze, że „Kwarantanna”, mimo iż dokładnie wiedziałem, co się za chwilę wydarzy, wciągnęła mnie i to całkiem mocno. Duża to zasługa dość naturalnego zachowania bohaterów, które kulało u Balagueró i Plazy. Grająca główną bohaterkę Jennifer Carpenter nie przypadła mi jednak do gustu tak, jak występująca w „[Rec]” Manuela Velasco, choć jest to raczej kwestia uroku, jakiego urodziwej Hiszpance dodawał rodzimy język, niż gry aktorskiej. W tym aspekcie Carpenter nie ma się bowiem czego wstydzić, dość powiedzieć, że jest jednym z najjaśniejszych punktów filmu. Rewelacyjnie wypada zwłaszcza w końcówce, która jest zresztą najlepsza w całym obrazie Dowdle'a - świetnie nakręcona i zagrana, a co za tym idzie, naprawdę przerażająca.
Choć do seansu podchodziłem nastawiony bardzo sceptycznie, żeby nie powiedzieć negatywnie, moje wrażenia z oglądania filmu Johna Ericka Dowdle'a są naprawdę dobre. Amerykanom udało się nie zepsuć tego, co stworzyli Hiszpanie. Ci pierwsi będą zadowoleni, gdyż ich produkcja odniesie prawdopodobnie komercyjny sukces, drudzy zaś ciągle pewnie liczą sumę, jaką otrzymali za prawa do remake'u. Widzowie również nie powinni narzekać, gdyż oba filmy trzymają bardzo dobry poziom i wybijają się na tle innych horrorów. Tutaj dochodzimy jednak do pewnego sedna. Czy warto wydawać pieniądze na bilet, jeśli widziało się „[Rec]”? Nie, chyba że ktoś lubi oglądać dwa razy to samo. Czy warto zainteresować się „Kwarantanną” jeśli nie zna się oryginału? Jak najbardziej.