„Kiler” Juliusza Machulskiego okazał się wielkim przebojem. Nie może zatem dziwić, że reżyser zdecydował się pójść za ciosem i już po dwóch latach nakręcił kontynuację zatytułowaną „Kiler-ów 2-óch”. Założenia sequeli są proste – wszystkiego ma być więcej i efektowniej. I jest? A jakże – więcej humoru, więcej Kilerów, więcej Siary i więcej Lipskiego. Po prostu więcej dobrej zabawy.
Jerzy Kiler (Cezary Pazura) stał się szanowanym obywatelem i filantropem, spotykającym się z najbardziej prominentnymi osobistościami tego świata. Niektórym to wszak doskwiera. Przebywający w więzieniu Siara (Janusz Rewiński) i Lipski (Jan Englert) postanawiają zakopać topór wojenny i połączyć siły w celu pozbycia się Kilera, a zarazem przejęcia ogromnej ilości jego złota. Wynajmują zatem Szakala (Peter J. Lucas) – znakomitego zabójcę na zlecenie. Wkrótce jednak wszystko zaczyna się komplikować…
Zadziwiające jest, że jak na niecałe dwie godziny projekcji, w filmie dzieje się bardzo wiele. Zwroty akcji czy coraz to nowe postacie – wszystko to ze sobą umiejętnie współgra. Istotne, że oglądaniu „Kiler-ów 2-óch” nie towarzyszy uczucie, iż czegoś jest tu za dużo, że wyraźny jest przerost formy nad treścią. Oczywiście, twórcom nie udało się uniknąć nielicznych scen-zapychaczy (np. Kiler pouczający Młode Wilki), lecz mimo to scenariusz kolejny raz stoi na niezłym poziomie.
Bardzo mnie cieszy, że w tej części znacznie rozbudowana została rola Jana Englerta. Jego Ferdynand Lipski jest znakomity – z jednej strony kulturalny biznesmen, z drugiej zaś wulgarny prostak, niewiele ustępujący na tym polu Siarze. Odnieść można nawet wrażenie, że to właśnie postacie Lipskiego i Siary ciągną ten film, a już na pewno grają w nim pierwsze skrzypce. A dodać należy, że na ekranie pojawia się plejada gwiazd polskiego kina…
W filmie Juliusza Machulskiego zauważalny jest duży dystans do własnej osoby, czy to reżysera czy niektórych aktorów. Idealnym przykładem jest Olaf Lubaszenko, ubolewający nad faktem, że poprzednie jego filmy to „same kaszany”. Pojawiają się też nawiązania do dawnej twórczości Machulskiego, których wyłapanie sprawi uważnemu widzowi dużą frajdę.
Do beczki miodu nie sposób jednak nie dorzucić łyżki dziegciu. W recenzji pierwszej części „Kilera” narzekałem przede wszystkim na Małgorzatę Kożuchowską. Tym razem nie zamierzam tego czynić, gdyż aktorka ta poradziła sobie znacznie lepiej niż poprzednio, przez co jej kreacja jest całkiem znośna. Nie mogę jednak przejść obojętnie obok słabizny technicznej strony obrazu. Mam tu na myśli zwłaszcza zdjęcia – nawet niewprawne oko dostrzeże cięcie, gdy Jerzy Kiler koziołkuje przez biurko po strzałach Szakala, a następnie podstawienie kaskadera za Cezarego Pazurę. Niestety, podobnych kwiatków jest więcej, zwłaszcza gdy na ekranie pojawia się Kiler-ów 2-óch. Nie chce mi się wierzyć, że nie można tego było sprawniej rozwiązać…
Druga część „Kilera” jest filmem równie udanym – a może nawet nieznacznie lepszym – od jedynki. Mnie tę historię oglądało się nieco lepiej, częściej było mi do śmiechu i więcej zabawnych tekstów udało się zapamiętać. Najbardziej jednak cieszy to, że raz na jakiś czas chętnie wraca się do obu części.