Czasami nie warto kierować się zapowiedziami filmów, gdyż te, bardzo często, bywają mylące. Jedne zachwalają produkcję, wyciągając z niej wszystko to, co najlepsze, inne wręcz przeciwnie – służą zniechęceniu widza. Oczywiście są też i takie trailery, które, z bliżej nieokreślonych powodów, streszczają cały film w ciągu dwóch minut. W przypadku „We Are Your Friends” mamy do czynienia z zapowiedzią, która zniechęca. Nie dość, że nie oddaje klimatu filmu, to jeszcze nie do końca pokazuje, o czym obraz opowiada. Na szczęście czasami działam wbrew wszelkiej filmowej logice i nie zwracam uwagi na to, co pokazuje trailer. W przypadku obrazu Maxa Josepha taka decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę.
Cole pragnie zostać światowej sławy DJ-em. Wraz ze swoimi bliskimi przyjaciółmi: Wiewiórem, Olliem i Masonem, dorywczo pracuje w nocnych klubach – jako naganiacz oraz specjalista od muzyki. Niestety w takiej pracy może i są w stanie pić, ile tylko dusza zapragnie, jednak wypłata to marne grosze. Podczas jednej z muzycznych imprez w klubie Cole poznaje Jamesa – bohater nie wie, że nowy znajomy, znany DJ, pokaże mu zupełnie inną stronę muzyki.
Tym, co najbardziej urzeka w obrazie Maxa Josepha są kunszt i precyzja, z jakimi zostaje przedstawiony cały film. Warstwa wizualna podchodzi pod małe dzieło sztuki video. Dbałość o najdrobniejsze szczegóły, precyzja kamery, zabawa konwencją i piękne widoki – to wszystko sprawia, że produkcję pochłania się oczami. Każda scena została wizualnie przemyślana, gra świateł, cieni i kolorów sprawia, że obraz zyskuje życie. W produkcji Josepha warstwa wizualna stoi na równi z tą fabularną.
Ale nie tylko one odgrywają znaczącą rolę w filmie. Jednym z bohaterów reżyser uczynił muzykę. Każdy kawałek zaprezentowany w produkcji wpada w ucho – pojawiają się znane Miksy, jak i takie stworzone na potrzeby filmu. Najciekawszy kawałek to zdecydowanie ten wieńczący film – na festiwalu.
Reżyser stara się pokazać odbiorcy inne oblicze Miasta Marzeń. Podobno w Los Angeles spełniają się marzenia – produkcja Josepha nie do końca kieruje się tutaj tą lukrowaną zasadą. By cokolwiek zyskać, trzeba mieć nie tylko talent, ale i mnóstwo samozaparcia. Reżyser nie upraszcza wizji szczęścia, pokazuje, że droga do spełnienia marzeń jest bardzo nierówna i grząska, do tego wybrukowana złymi decyzjami.
„We Are Your Friends” to, wbrew pozorom i zwiastuna, wcale nie sielska i lekka produkcja pokazująca życie grupy bohaterów i ich drogę na sam szczyt – drogę szybką, łatwą i pełną sławy. Tutaj nie ma upraszczania, tutaj kończy się amerykański sen. Nie do każdego przemówi taka wizja, jednak rzeczywistość nigdy nie bywa bajkowa, o czym przekonujemy się w filmie.
Czy warto zapoznać się z obrazem Josepha? Jak najbardziej. Piękne obrazy i doskonałe prowadzenie kamery, do tego idealnie dobrana muzyka i niebanalna fabuła z ciekawymi bohaterami sprawiają, że tego filmu nie powinno się pominąć.