„Polowanie na czarownice” nie jest ani kinem historycznym, ani gratką dla fanów fantasy. Nie jest też dramatem, filmem sensacyjnym, czy choćby historią nieszczęśliwej miłości. „Polowanie na czarownice” jest za to na pewno gniotem filmopodobnym, po obejrzeniu którego mogą wystąpić objawy jak po zjedzeniu np. wyrobu, którego z prawdziwym serem łączy tylko wspólna półka w lodówce. Ciągnąc dalej te porównania spożywczo-filmowe, zarówno na produktach, jak i na filmach „podobnych”, powinno zostać umieszczone ostrzeżenie o czekającej po spożyciu/obejrzeniu niestrawności, a cena powinna być co najmniej o połowę niższa od ceny produktu pełnowartościowego. Chociaż akurat w przypadku „Polowania na czarownice” bardziej adekwatny byłby całkowity zwrot kosztów biletu, dojazdu, plus odszkodowanie za poniesione straty moralne.
Film opowiada historię dzielnych wojowników, w tych rolach Nicolas Cage i Ron Perlman, którzy walczą w imię Boga z bandą niewiernych. Ich życie upływa sielankowo i bezrefleksyjnie, wykonują swoją pracę: obcinają głowy, ręce, bądź cokolwiek, byle uniemożliwić grzesznikom dalsze kroczenie ku złu. Przy okazji sypią dowcipami, uprawiają nieszkodliwy hazard (kto obetnie mniej głów, ten stawia kolejkę) i hucznie świętują dobrze wykonaną robotę. Nagle jednak doznają olśnienia, dochodzą do wniosku, że może Bóg niekoniecznie będzie zadowolony z takiego zachowania. Po owej przemianie, mają miejsca wydarzenia, o których nie warto nawet pisać, gdyż nie wnoszą nic istotnego (podobnie zresztą jak cały film), a których efektem jest powierzenie dzielnym wojownikom misji eskortowania złej czarownicy, odpowiedzialnej za wszelkie nieszczęścia, do odległego zamku mnichów.
Poza groteskową fabułą, groteskowymi efektami specjalnymi, mamy w filmie równie groteskowego Nicolasa Cage’a. Aktor zdaje się ostatnio gwarantować, że film w którym bierze udział będzie co najwyżej zjadliwą sensacyjką, choć i to nie zawsze. Zadziwia w ostatnich latach dobór ról, w jakich Nicolas Cage jest obsadzany. Czy jeszcze nikt nie zauważył, że pasuje on do ról filmowych twardzieli, jak choćby nasz poczciwy Tomasz Karolak do ról amantów? Być może Nicolas zamierza uzbierać cały koszyczek Złotych Malin („Ghost Rider”, „Next”, „Skarb Narodów: Księga Tajemnic”, „Kult”) zanim zacznie znowu brać udział w ambitnych produkcjach.
Zdecydowanie nie polecam filmu „Polowanie na czarownice”. Jeśli ktoś gustuje w filmach o demonach, czarnej magii, niech lepiej obejrzy „Egzorcyzmy (wstaw imię i nazwisko)”, których również nie polecam, ale w porównaniu z owym obrazem jawią się niczym arcydzieło gatunku.