„Między światami” to zrealizowana przez Johna Camerona Mitchella adaptacja nagrodzonej Pulitzerem sztuki Davida Lindsay-Abaire'a. Podczas prac związanych z tym tytułem wielokrotnie przyrównywano go do filmów, które zdążyły już odcisnąć swoje piętno na światowej kinematografii, jak choćby „American Beauty” czy „Droga do szczęścia”. Widać zatem, że Mitchellowi już na samym początku wysoko zawieszono poprzeczkę. Na całe szczęście mógł liczyć na pomoc autora pierwowzoru, który podjął się napisania scenariusza ekranizacji. Zatrudnienie Lindsay-Abaire'a to zresztą jedna z najlepszych decyzji podjętych przez producentów, bo któż inny, jak nie twórca oryginalnej sztuki mógłby lepiej zarysować całą historię na kinowym ekranie.
„Między światami” opowiada o losach małżeństwa, które znalazło się na życiowym zakręcie, gdy w tragicznym wypadku straciło syna. Z upływem czasu w ich wspólnym życiu zaczyna pojawiać się coraz więcej problemów. Potęguje je rosnące między nimi napięcie, które zdaje się być wywołane przez niemożność wspólnego przeżywania żałoby i opłakiwania utraconego dziecka. Zarówno Becca, jak i Howie próbują czynić to każde na swój sposób. Ona zaczyna spotykać się z Jasonem, nastolatkiem winnym śmierci ich syna. On odnajduje bliską sobie osobę w trakcie spotkań grupy wsparcia. Becca i Howie oddalając się od siebie, wystawiają swój związek na coraz większą próbę.
Dramat, jaki przeżywają jest wręcz nie do opisania. Całe ich życie w jednej chwili zmienia się z idyllicznej przygody w senny koszmar. Wydaje się, że wraz ze śmiercią syna ginie również miłość, która do tej pory wiązała całą rodzinę. Rozpacz i ból to wszystko, co im pozostaje. Szczególnie Becce, która początkowo izoluje się od całego zewnętrznego świata i w żaden sposób nie potrafi pogodzić się z tym, co się stało. Uczęszczający do grupy wsparcia Howie, zdaje się lepiej radzić sobie z zaistniałą sytuacją, jednak widząc poczynania swojej żony w końcu i on wybucha. Bariera, jaka dzieli tych dwoje, jest praktycznie nie do przeskoczenia. Ale czy z czasem nie kruszeją nawet najgrubsze mury?
Na wstępie wspomniałem już, że przed reżyserem filmu stało niezwykle wymagające zadanie. Temat, który podjął się przenieść na duży ekran na pewno mu tego nie ułatwiał. Trzeba jednak przyznać, że udało mu się dokonać czegoś naprawdę niezwykłego. Historia, która zostaje nam ukazana, porusza i skłania do refleksji. W dużej mierze jest to na pewno zasługa fantastycznej gry aktorskiej, zarówno Nicole Kidman i Aarona Eckharta, jak i osób wcielających się w role drugoplanowe (przede wszystkim Sandi Caroll, Milesa Tellera i Tammy Blanchard). Dodatkowo informacje o wypadku i jego przyczynach są serwowane stopniowo, co wywołuje u widza uczucie niepewności i jest niewątpliwą zaletą. Można również powiedzieć, że w obrazie nie ma choćby jednego zbędnego elementu. Każda scena, gest, czy słowo skrupulatnie, krok po kroku, oddają tragizm sytuacji.
„Między światami” to tytuł, obok którego nie sposób przejść obojętnie. Z jednej strony budzi w widzu niepokojące uczucie smutku wywołane ukazaną historią, z drugiej - wprawia w zachwyt nad niemal perfekcyjnym sposobem jej ukazania. Na mnie film Mitchella wywarł ogromne wrażenie i na pewno szybko o nim nie zapomnę.