„Aurora i Archanioł” to film spod znaku damskiej gangsterki. Reżyser Agustin Diaz Yanes ukazuje kobiety, które mogłyby wraz z bohaterkami Tarantino z „Grindhouse: Death Proof” i „kobietami Almodovara” założyć Partię Kobiet Walczących. Choć być może legalizacja takowego ugrupowania mogłaby być nieco utrudniona ze względu na wykorzystywane metody: stosowanie pewnej formy aktywności seksualnej, jako sposobu wywierania wpływu, czy też konstruowanie karabinu z roweru, w celu wywierania nacisku.
Film opowiada o losach czterech przyjaciółek, które połączyło braterstwo krwi. Aurorę, Anę, Palomę i Glorię mamy przyjemność poznać w czasie, gdy dokonują włamania, które niestety nie zakończy się sukcesem, w efekcie czego Aurora trafi do więzienia. Ana znajduje nowy sposób zarobku jakim jest prostytuowanie się, dzięki czemu poznaje (wydawałoby się) swojego księcia z bajki, którego wkrótce poślubi. Niestety małżonek, fan „Pretty Woman”, a przy okazji gangster i typowy męski macho, który zamiast mózgu zdaje się mieć biceps, uczyni jej życie piekłem na ziemi. Nie zdaje sobie jednak sprawy, jak groźnym wrogiem może być jedna, a co dopiero trzy „delikatne” kobiety, które zapragną dokonać zemsty.
„Aurora i Archanioł” nie obfituje w skomplikowane charakterologicznie postacie męskie, większość panów to myślący jedną częścią ciała, niezbyt trudni do zmanipulowania idioci. Wyjątkiem jest oczywiście tytułowy Archanioł, całkiem interesująco zagrany przez Diego Lunę, który zrywa nieco z wizerunkiem roztańczonego bożyszcza nastolatek („Dirty Dancing 2”). Gabriel grany przez Lunę poza wyglądem spaniela, charakteryzuje się nieco poszerzonymi horyzontami myślowymi, wykraczającymi poza zawartość spodni. Niestety uczuciowość i wrażliwość bohatera skupiają się na obiekcie (Aurora), który znajduje się po drugiej stronie barykady. Przejdźmy zatem do kobiet w filmie. Jak już wspomniałam, są to kobiety walczące, które widz darzy sympatią nawet gdy mordują, a właściwie szczególnie wtedy. Wszystkie ich działania wynikają bowiem z zemsty, ponadto trudno współczuć ich ofiarom, którymi są mężczyźni o mózgu wielkości orzecha laskowego, niekoniecznie pasujący do profilu Dobroczyńcy Roku. Kobiety są tu na każdym kroku upokarzane, traktowane niczym gustowny dodatek, który służy jedynie do zaspokajania pana i władcy. Równocześnie same posługują się sexem, jako bronią, są honorowe, aż do bólu (w dosłownym tego słowa znaczeniu) i skupione na swoim celu.
„Aurora i Archanioł” to kino dynamiczne, z mocnymi scenami, gdzie wszystko jest czarne albo białe, a mimo to film na pewno nie jest bezbarwny. Jedynie końcowa scena delikatnie trąci operą mydlaną, wywołując raczej śmiech, niż wzruszenie, co chyba nie było zamiarem reżysera. Polecam, szczególnie tym, którzy uważają, że do kobiety pasuje nie tylko różowa szminka, ale też czerwony karabin. A kopciuszkową wizję kobiety z „Pretty Woman” odstawmy do lamusa.