Baśń o „Jasiu i łodydze fasoli” zna chyba każde dziecko. Sama, będąc jeszcze małym szkrabem, lubiłam słuchać opowieści o przygodach roztrzepanego chłopca, który wspina się po gigantycznym strąku i ląduje w magicznej krainie. Ciekawa opowieść z morałem. W dobie mody na ekranizacje baśni nie mogło zabraknąć filmu poświęconego Jasiowi.
Filmowa produkcja różni się od pierwowzoru. Mamy księżniczkę, która chce przeżyć przygodę, złego szlachcica, pragnącego objąć władanie nad królestwem i żądne zemsty olbrzymy. Pośrodku tego całego zamieszania znajduje się tytułowy bohater, który, jak w baśni, zdobywa zaczarowane fasole, doprowadza do ich zetknięcia z wodą (wtedy rosną) i odbywa wędrówkę do siedziby gigantów.
Główny bohater to zwykły szary śmiertelnik. Nie jest herosem, ma lęk wysokości, ale wielkie serce. Kiedy księżniczka popada w kłopoty, jako pierwszy pragnie jej pomóc. Może jest trochę za bardzo ciapowaty, jednak to tylko dodaje uroku jego postaci. Niestety to nie Jack zyskał sobie moją sympatię. Cały pokład mojego uwielbienia powędrował w stronę odważnego, zabawnego i walecznego sir Elmonta. Nie ma to nic wspólnego z tym, że gra go jeden z najlepszych, angielskich aktorów – Ewan McGregor.
Jeżeli już o odtwórcach ról mowa. Gra aktorska jest na wysokim poziomie. Wprawdzie postać Jacka i księżniczki blaknie na tle innych bohaterów (zwłaszcza olbrzymów), jednak nie można powiedzieć, że oznacza to, iż Nicholas Hoult oraz Eleanor Tomlinson nie zagrali dobrze.
Efekty specjalne również są na wysokim poziomie. Same olbrzymy wyglądały jak żywe. Ich niektóre zachowania działały na widza… odstręczająco (scena z kucharzem – niesmaczna). Do tego doszły baśniowe zdjęcia. Film nie był naszpicowany efektami specjalnymi, tak jak ma to miejsce w przypadku „Oz: Wielki i Potężny”, jednak to stanowi magię produkcji. Postawienie na naturalność, a nie sztuczki. Dzięki temu film był przyjemniejszy w odbiorze.
Sama historia nie należy może do specjalnie ambitnych. Znane i utarte motywy – porwana księżniczka, walka dobra ze złem czy „happy ever after” powodują, że fabuła jest przewidywalna. Mnie to jednak nie przeszkodziło dobrze się bawić. Może nie jest to najlepszy film roku, pozostawia wiele do życzenia, ale warto się na niego wybrać – odpocząć od codzienności.
Film polecam każdemu, kto lubi fantastykę i baśnie. Zobaczenie przygód niesfornego Jasia na dużym ekranie jest warte uwagi. Mamy przygodę, akcję i komizm. Czy można chcieć czegoś więcej pod koniec mroźniej zimy?