Skojarzenia „Push” z popularnym serialem „Herosi” są jak najbardziej uzasadnione. Film Paula McGuigana, twórcy udanego „Zabójczego numeru”, w sprytny sposób próbuje podpiąć się pod sukces amerykańskiego serialu, serwując nam opowieść o, na pozór, zwykłych ludziach, których natura obdarzyła niezwykłymi umiejętnościami. Temat chwytliwy, obsada niezgorsza, a jednak ciężko nazwać „Push” filmem udanym. Dlaczego? Zacznijmy od początku...
Bohaterów filmu, mimo wyjątkowych zdolności, ciężko nazwać superbohaterami. Nie noszą lateksowych kostiumów i śmiesznych masek, prowadzą normalne, monotonne życie, a ich umiejętności stanowią dla nich więcej problemów niż korzyści. Właśnie dlatego dużo prościej utożsamiać się z nimi widzowi, co przełożyło się na sukces wspomnianych już „Herosów”, a co teraz miało przyciągnąć ludzi na „Push”. U Nicka (Chris Evans), obdarzonego umiejętnością telekinezy, zjawia się trzynastoletnia Cassie (Dakota Fanning). Dziewczynka należąca do grupy Obserwatorów potrafiących widzieć przyszłość, prosi go o pomoc w odnalezieniu nieznajomej dziewczyny (Camilla Belle) i pewnej walizki, gdyż w przeciwnym wypadku oboje zginą. Problem w tym, że dziewczyna oraz zawartość owej walizki są poszukiwane także przez niebezpieczną organizację rządową, ścigającą osoby posiadające niecodzienne cechy. Czyli takie, jak Nick i Cassie.
Zacznijmy od fabuły. Niejeden scenarzysta wyłożył się już na historiach o przewidywaniu i zmienianiu przyszłości, a Davida Bourlę, autora scenariusza „Push”, można z czystym sumieniem do tej grupy zaliczyć. Bourla wpadł w większość pułapek, jakie niesie ze sobą filmowa zabawa z czasem, więc jeśliby rozpatrywać fabułę pod względem logiki, wynik mógłby być druzgocący. Na pocieszenie pozostaje fakt, że stopień dopracowania motywu przewidywania przyszłości nie ma tu większego znaczenia. „Push” to tak naprawdę banalnie prosta historyjka o poszukiwaniu pewnej walizki, a wyjątkowe zdolności bohaterów sprawiają wrażenie dodatku, mającego uatrakcyjnić wizualną stronę filmu. Postaci również nie są zbyt rozbudowane i niewiele się o nich dowiadujemy, a co za tym idzie ciężko zapałać do nich sympatią. Całość sprowadza się więc przede wszystkim do efektów specjalnych, które, jak na obecne standardy, też prezentują się niestety bardzo średnio. Niby jest efektownie, ale przy okazji zbyt kolorowo i nieskomplikowanie. A stąd już tylko krok w stronę tandety.
Wracając jeszcze na koniec do wątku „Herosów”, na których sukcesie „Push” miał prawdopodobnie bazować - gdyby film trafił do kin ze dwa lata temu, prawdopodobnie odniósłby kasowy sukces. Tymczasem dziś, gdy oglądalność serialu drastycznie spada, „Push” z wielkim trudem zwrócił swoim twórcom koszty produkcji. Po seansie ciężko jednak im współczuć, w końcu mogli się do swojego filmu przyłożyć o wiele bardziej.