Grupy Monty Pythona przedstawiać nie trzeba – ma zapewne tylu fanów co i przeciwników. Zwariowana komedia zatytułowana „Rybka zwana Wandą” cechuje się podobnym, specyficznym humorem, co absolutnie dziwić nie może, skoro na liście płac znajdują się członkowie Monty Pythona – John Cleese i Michael Palin. Obraz ten powinien przypaść do gustu jednak nie tylko miłośnikom owych Brytyjczyków.
Szajka złodziei dokonuje zuchwałego napadu, kradnąc niezwykle cenne brylanty. Wkrótce potem Wanda (Jamie Lee Curtis) i Otto (Kevin Kline) wydają policji swojego wspólnika, George’a (Tom Georgeson), w nadziei na przejęcie jego części. Okazuje się jednak, że podejrzliwy przestępca przeniósł wcześniej łup w sobie tylko znane miejsce. Wanda postanawia zatem uwieść prawnika George’a, który jako pierwszy może poznać miejsce przechowywania skradzionych brylantów.
„Rybka zwana Wandą” może poszczycić się znakomitym scenariuszem (John Cleese i Charles Crichton). Sama historia jest wciągająca, zawiera także wiele zwrotów akcji. Widz z zaciekawieniem obserwuje, jak rozwija się ta intryga oraz zastanawia się, jaki będzie jej finał. Przez 108 minut projekcji dzieje się naprawdę sporo, a zarazem jest to na tyle uporządkowane, że o chwili dezorientacji czy nudy nie może być mowy.
Świetne są dialogi – zabawne i zapadające w pamięć. Wypowiedzi jąkały Kena (Michael Palin) lub „mądrości” życiowe Ottona wywołują salwy śmiechu. Moim zdaniem absolutnie nie trzeba być fanem Monty Pythona czy brytyjskiego humoru, by zrywać przy nich boki.
Całość obrazu dopełniają znakomite kreacje aktorskie. Obserwując wyczyny Kevina Kline’a nie może dziwić fakt, że otrzymał on Oscara za najlepszą rolę drugoplanową. Moim zdaniem Otto jest najbarwniejszą postacią oraz motorem napędowym tego filmu. Obłędne są jego gesty, miny, ton i barwa głosu – słowem rewelacyjna kreacja!
W swoich rolach świetnie wypadają także członkowie Monty Pythona – Cleese jako rozkosznie sztywny Brytyjczyk oraz Palin jako jąkający się, ciapowaty miłośnik zwierząt. Co zaskakujące, nieźle poradziła sobie również tytułowa Wanda czyli Jamie Lee Curtis.
Ta satyra na sztywniactwo Brytyjczyków oraz przekonanie Amerykanów o ich wyższości nad innymi jest dla mnie komedią idealną, pozbawioną słabych punktów. Cieszy, że nie jest to z pewnością rozrywka jednorazowa, gdyż do „Rybki zwanej Wandą” bardzo chętnie się wraca, za każdym razem bawiąc się doskonale.