''Kelnerka'' to film który mnie zaskoczył. Patrząc na plakat i oglądając zwiastuny spodziewałam się kolejnej przesłodzonej hollywoodzkiej wersji bajki o kopciuszku, której zakończenie możemy przewidzieć już po 5. minutach projekcji. W obawach tych utwierdzała mnie także słodka buzia Keri Russell, aktorki znanej z serialu "Felicity", która do takiej kopciuszkowej bajki idealnie się nadaje. A jednak po obejrzeniu filmu okazało się że pozory mylą, o czym po raz kolejny się przekonałam.
Tytułową kelnerką i główną bohaterką filmu jest Jenna, sfrustrowana młoda kobieta której jedyną życiową umiejętnością jest pieczenie niesamowicie smacznych ciast. Mąż Jenny jest wyjątkowym palantem; innego słowa w tym miejscu po prostu nie da się użyć. Gdy kelnerka decyduje się na opuszczenie go, jak grom z jasnego nieba spada na nią wiadomość że jest w ciąży, co nieco komplikuje sprawę. Jakby tego było mało wikła się w romans ze swoim żonatym ginekologiem, co wcale nie pomaga jej w zorientowaniu się czego właściwie chce od życia. Wie za to na pewno czego nie chce: na pewno nie chce dziecka, i pomimo że decyduje się je urodzić, nie czeka na rozwiązanie z entuzjazmem.
Oglądałam "Kelnerkę" z prawdziwą przyjemnością. O filmach takich jak ten zwykło się mówić perełki – wszystko w nich wydaje się być na właściwym miejscu. Inteligentny scenariusz urzeka niewinnością i prostotą daleką od hollywoodzkiego fałszu, a pełnokrwiste postacie nie mają nic wspólnego z papierowymi bohaterami większości filmów o miłości. Aktorsko film też jest równy. Keri Russell porzuca image Felicity i z werwą wciela się w sfrustrowaną kobietę z mocnym południowym akcentem, Jeremy Sisto nadaje roli Earla dramatyczny ton, a Nathan Fillion roli lekarza komediowy urok. Film urzekł mnie właściwie wszystkim – nawet stroną wizualną (popisy Jenny z ciastami wzbudziłyby ślinotok nawet u nieboszczyka). Zakończenie "Kelnerki" dalekie jest od tego kopciuszkowego; a jednak na swój sposób jest bajkowe i pełne czaru.
Film został napisany i wyreżyserowany przez Adrienne Shelly, tragicznie zmarłą tuż po jego nakręceniu. Zdjęcia do filmu trwały zaledwie 20 dni, a jednak "Kelnerka" cieszyła się sporym zainteresowaniem i zdobyła nagrodę za najlepszy scenariusz na Sarasota Film Festival. Jest to dowód na to jak niewiele trzeba by nakręcić naprawdę dobry film.
|