Przyznam szczerze, że „Spirited Away: W krainie bogów” to moje pierwsze zetknięcie z anime. Do tego momentu zastanawiało mnie, co w takim gatunku filmowym może pociągać, nierzadko już niemłodego, widza. Po krótkiej wizycie złożonej w magicznym świecie stworzonym przez Hayao Miyazaki jestem nie tylko zauroczona, ale i jestem w stanie wreszcie zrozumieć miłość fanów anime i mangi.
Fabuła jest właściwie w miarę prosta i charakterystyczna dla familijnych filmów animowanych. Rozkapryszona Chihiro w niewyjaśnionych okolicznościach zostaje przeniesiona do krainy bogów, w której jej rodzice zamienieni w świnie są więzieni przez czarownice Yubabę. Zdana tylko na siebie dziesięciolatka zaczyna rozpaczliwe poszukiwanie rodziców w świecie czarów.
Chihiro podążając za rodzicami przekracza granice między ludzkim, znanym jej światem, a pełną magii, całkowicie obcą krainą bogów, gdzie tak naprawdę wszystko jest możliwe. Droga, która stopniowo odkrywa się przed dziewczynką, jest pełna niebezpieczeństw, mimo to zdeterminowana dziesięciolatka brnie do przodu odważnie realizując swoją misję. Mamy tu do czynienia niewątpliwie z interesującym scenariuszem opartym na dwóch motywach: drogi i przejścia. Obecność drogi w „Spirited Away: W krainie bogów” jest przejrzysta. Chihiro ma cel i wkracza na drogę przygody, by go osiągnąć. Ten charakterystyczny łotrzykowsko – przygodowy motyw, nierzadko adaptowany w kinie przeznaczonym dla dzieci i młodzieży, idealnie sprawdza się i w tym przypadku. Dziewczynka szukając rodziców coraz bardziej zagłębia się w nieznaną krainę, jednocześnie zdobywa różne doświadczenia, dzięki którym odkrywa w sobie takie cechu charakteru, o które nigdy by siebie nie podejrzewała. Ten fakt prowadzi natomiast do drugiego motywu, tym bardziej, że nie tylko o rzeczywiste przejście tu idzie, ale o jego metaforyczne znaczenia, o swoistą inicjację. Chihiro podczas podróży zmienia się, dojrzewa. Dziewczynka przechodzi do nowego świata nie tylko jednoznacznie w fizyczny sposób, przekracza również niewidzialna granicę miedzy sielskim dzieciństwem a okresem dojrzewania, który jest prostą drogą prowadzącą do dorosłości.
Miyazaki przekazuje również prawdę o współczesnym społeczeństwie, a raczej o jego przywarach, jednocześnie starając się pokazać, co w życiu powinno być ważne. Mała Chichiro przed wejściem do krainy bogów jest rozkapryszona, przyzwyczajona do luksusów, uważa wręcz, że wszystko jej się należy. Czy nie jest to typowy obraz młodzieży krajów wysoko rozwiniętych? Miyazaki w swoim obrazie potępia również chciwość (wprowadzenie boga bez twarzy), siłę pieniądza, która w dzisiejszych czasach jest wynoszona na piedestał, stawiając ją w opozycji do tak ważnych wartości jak przyjaźń czy miłość. Chichiro nie przyjmując pieniędzy od boga bez twarzy pokazuje, że nie wszystko można kupić, że są rzeczy (takie jak uczucia) i ludzie (rodzice, Haku) wobec których nie liczą się żadne pieniądze.
To wszystko składa sie na bardzo zgrabną historię i stanowi swoisty powrót do typowych bajek sprzed 2 – 3 wieków, które bynajmniej dla dzieci tworzone nie były, a jeśli nawet, to miały wprowadzać małego człowieka w świat dorosłych.
„Spirited Away: W krainie bogów” to jednak przede wszystkim animacja i to, jak na mój gust laika, animacja świetnie zrobiona. Ładna kreska, charakterystyczna dla animacji wschodu. I byłoby mi wstyd, gdybym nie napisała ani słowa o niezwykłej wyobraźni twórców tego magicznego świata. Zdaję sobie sprawę, że większość pojawiających się na ekranie postaci ma swoje źródło w azjatyckiej kulturze, jednak dla oka Europejczyka są one czymś naprawdę niezwykłym. Mnie ten świat wręcz zaczarował i mimo początkowego sceptycyzmu, po kilku minutach, nie mogłam oderwać się od obrazu Miyazaki.
Całkiem dobrze spisali się również twórcy polskiego dubbingu. Nie ma tu ani dłużyzn, ani głupawych żartów, a głosy są naprawdę dobrane bardzo adekwatnie. Za polskie dialogi odpowiada, chyba już rozpoznawalny przez znakomitą większość, Bartosz Wierzbięta.
Jeszcze do niedawna ten gatunek kinematografii kojarzył mi się jednoznacznie z czymś pokroju „Pokemonów”, „Czarodziejek z księżyca” czy „Yattamana”. Okazało się, że jest zupełnie inaczej i oglądając „Spirited Away: W krainie bogów” zostałam bardzo mile zaskoczona. Mam wrażenie, że film został stworzony wręcz idealnie. Nie ma tu mowy o nudzie, o przedłużaniu scen, o wymyślnych efektach specjalnych. Liczy się historia i animacja, a te są naprawdę wyśmienite. Podróż do krainy bogów polecam z czystym sumieniem i to nie tylko dlatego, że film został okrzyknięty animacją roku, nie dlatego, że otrzymał Oskara, polecam, bo zobaczyć naprawdę warto.