Czy dziś, kiedy współczesne kino dostarcza nam wrażeń, czasem obrzydliwych, niesamowitych, a niekiedy skrajnie zadziwiających, cokolwiek jest w stanie nas zaskoczyć? Oj jest. Tym czymś jest „Requiem For A Dream” („Requiem dla snu”).
„Requiem dla snu” opowiada historię czworga bohaterów z Coney Island: drobnego dealera narkotyków, jego połykającej pigułki matki, dziewczyny i najlepszego przyjaciela. Wszyscy oni marzą o lepszym świecie i za wszelką cenę pragną uciec od otaczającej ich rzeczywistości. „Requiem dla snu”, filmowa adaptacja powieści Huberta Selby'ego Jr - a, to próba osiągnięcia wymarzonych celów i spełnienia marzeń. Tak, w wielkim skrócie, przedstawia się fabuła „Requiem dla snu”.
W obrazie tym, widzimy jak czwórka, na swój sposób ambitnych ludzi, stacza się na dno. Jak uzależnienie niszczy miłość (rozpadający się związek Marion i Harrego), a same jednostki prowadzi do paranoi, szaleństwa (matka Harrego, pani Sara Goldfarb), a także aktów desperacji (Marion, która za wszelką cenę próbuje zdobyć pieniądze na ,,towar”). W tym przypadku, pragnienia i marzenia są niczym innym, jak tylko drogą do zatracenia.
Obraz ten, jest moim zdaniem niewątpliwie jedną z najlepszych ekranizacji, przedstawiających problem narkotyków i narkomani. Jednak jest coś, co znacząco wyróżnia ten film na tle innych. Rzecz w tym, że „Requiem dla snu” nie jest kolejną, nic nie znaczącą próbą oznajmienia, że narkotyki niosą śmierć, że są złe. Film ten stał się bezpośrednią, bezkompromisową i najnormalniej w świecie, przerażającą próbą dotarcia do ludzkich umysłów i wywołania wewnętrznej refleksji, wbrew pozorom nie tylko o narkotykach. Próbą jak najbardziej udaną.
Niewątpliwie, bardzo pozytywnie zaskakuje gra aktorów. Osobiście uważam, że odtworzenie poszczególnych ról było dla nich ogromnym wyzwaniem, ponieważ postaci, jakie przyszło im odegrać, są bardzo zmienne, emanujące emocjami (często skrajnymi) i w dużej mierze stanowiącymi o wyjątkowości tego filmu.
Jest jeszcze jedna rzecz, która w tym filmie powala na kolana - muzyka, genialnie oddająca klimat grozy i powodująca, że dzieło Aronofsky’ego jeszcze głębiej trafia do odbiorcy. Uwydatnia ona atmosferę mroku, smutku, tajemniczości i podkreśla, jakże trafnie, katastroficzną wymowę filmu.
Jedno jest pewne. Film jest jak najbardziej godny polecenia. Wpływa on na naszą psychikę w nieprawdopodobny sposób i trzeba się z tym liczyć. Coraz mniej jest obrazów tak ambitnych, ,,głębokich” i tak dobrze zrealizowanych, a jednocześnie nie ociekających tą współczesną, przereklamowaną hollywoodzką tandetą.