Żyjemy w czasach, które w pewien sposób starają się kreować na epokę odrodzenia myśli humanistycznej, dążącej do harmonii z otaczającym nas światem. Zwracamy coraz większą uwagę na dbałość o przyrodę, szukanie algorytmów koegzystencjalnych, które przywrócą ład na naszej planecie. Przychodzi to nam z wielkim trudem, co skutkuje powstawaniem radykalnych poglądów, a nawet działań w tym kierunku. Swoistą włócznią tego poglądu, stara się być Greenpeace, radykalizując się z każdym rokiem, szokując swoimi akcjami. W pewnym momencie przynosi to skutki odwrotne od zamierzonych jak, chociażby niedawne zniszczenie malowideł w Nazca, przez wspomniane Greenpeace. Film „Night Moves” chce przekazać widzom wizję osób owładniętych właśnie takim ślepym dążeniem do realizacji własnych celów. Uwidocznienie problemu braku komunikacji pomiędzy ludźmi, staje się tłem do bardzo realnego problemu naszych czasów – ekstremizmu.
Trójka ekologów wpada na iście szatański pomysł, zwrócenia uwagi opinii publicznej na problem umierającej Matki Natury pod rządami ludzi. Postanawiają wysadzić tamę, która stoi na drodze łososiom. Jak każdy wie, kto uważał na lekcjach biologii, łososie rodzą się w górze rzeki, spływają do morza, by potem powrócić na miejsce swojego urodzenia w celu prokreacji i ostatecznej śmierci. Tama na rzece staje się więc dla nich przeszkodą nie do pokonania. Właśnie dlatego wybór pada na tamę. Nieformalnym przywódcą jest Josh, młody chłopak mieszkający na farmie ekologicznej, która przypomina bardziej komunę niż zorganizowaną społeczność. Jego towarzyszką zostaje Dena, młoda dziewczyna, której cele nie są do końca sprecyzowane, poza tym, że chce zrobić „coś”. Wydaje się, że dla Deny osiągnięcie celu jest ważniejsze niż sama droga. Josh i Dena kupują motorówkę, o wdzięcznej nazwie „Nigt Moves”, która to ma się stać narzędziem głównym ich planu. Trzecim i chyba najważniejszym ogniwem jest Harmon, były saper w Marines. To właśnie on ma zmontować bombę, która wybuchnie świadomością ekologiczną prosto w oczy nieświadomego społeczeństwa.
„Night Moves” jest filmem, który przybrał formę uwielbianą przez moją osobę. Minimalistyczne scenografie, dialogi skąpe do granic możliwości, opierające się na prostym schemacie: pytanie-odpowiedź. Więcej uwagi poświęcono na zarysowanie tła dla całej historii. Natura, w postaci lasu, jest w filmie bardziej wymowna niż słowa. Otacza bohaterów ze wszystkich stron, stając się uzasadnieniem pomysłu wysadzenia tamy. Jesienny krajobraz daje do zrozumienia widzowi, że wszystko przemija i staje się metaforą naszej własnej egzystencji w świecie. Zapewne taki dobór scenerii nie jest przypadkowy, bo świetnie staje się podkreśleniem idei, którą wyznają główni bohaterowie: nie jesteśmy właścicielami tej planety i nas czeka koniec, jeśli się nie opamiętamy.
„Night Moves” nie pozwoliło, siłą scenariusza, na pokaz aktorskich możliwości. Całość filmu została skierowana w symbolikę, porzucając przekaz werbalny. Aktorzy są tylko umownymi postaciami, które ulegają obrazowi. Nie mniej jednak miałem straszną trudność z zaakceptowaniem Dakoty Fanning jako Deny. Gdzieś z tyłu mojej głowy chowa się jej rola w „Wojnie Światów”. Chyba tak to jest z młodymi aktorami, którzy zaczynali karierę w młodym wieku – nie da się pozbyć ich dziecięcej twarzy, choćby nie wiem co. Jessie Eisenberg, który jest już aktorem znanym, pokazał, że nawet w formie minimalistycznej, radzi sobie wyjątkowo dobrze. Postać Josha, którą przyszło mu zagrać, przeraziła mnie do tego stopnia, że zacząłem się zastanawiać, czy aby Eisenberg nie gra, a pokazuje swoją mroczną stronę. Wszystko to i tak nic w porównaniu z Peterem Sarsgaardem, który skradł swoją rolą moje serce. Postać paranoicznego byłego Marines, owładniętego manią zemsty na systemie, położyła mnie na łopatki. Lodowaty spokój, który cechuje jego postać, jest typowy dla postaci ekswojskowego. Wszystko jest przez niego przyjmowane ze spokojem i racjonalnym przemyśleniem. Cała trójka bohaterów została rozpisana wyjątkowo mądrze, dzięki czemu finał całej historii nie jest możliwy do przewidzenia.
Kino minimalistyczne, jakim jest „Night Moves” zawsze podlegało i podlega pewnym schematom. Głównym założeniem jest opieranie się na symbolice, która zwykle znajduje oparcie w scenografii. Okrojone dialogi, mają za zadanie wzbudzenie w widzu złudnego pojęcia kontroli nad tym, co ogląda. Tak naprawdę wszystko dzieje się w tle i tylko wprawne oko i zaznajomiony z tym rodzajem kina widz jest w stanie spiąć to wszystko w całość. Kocham takie filmy jak „Night Moves” i jak niejednokrotnie już pisałem w moich recenzjach, zadam pytanie: dlaczego takie filmy nie są normą w repertuarach kin?