16 sierpnia do naszych kochanych Polskich kin, wszedł film „Elysium”. Film, na który czekałem naprawdę długo, i co do którego miałem wielkie nadzieje. Wynika to z osoby reżysera, Neill'a Blomkamp'a, który z hukiem wszedł do umysłów widzów dziełem „District 9”. Mocny debiut, który wniósł wiele do gatunku sci-fi i patrząc na Elysium widzę, że Hollywood powinno się bać i to bardzo. Mamy bowiem tutaj reżysera z RPA, który sam tworząc scenariusz, kreuje zupełnie nowe universa. Widać to w każdym kadrze, w każdym ujęciu filmu, widać trzeźwe spojrzenie na naszą cywilizację.
W „Elysium” mamy do czynienia ze światem przyszłości, w którym wszystkie surowce na naszej planecie zostały prawie w pełni wykorzystane. Ci, których stać przenieśli się na orbitalne stacje kosmiczne, które zapewniają czyste powietrze, jedzenie i wodę. Na powierzchni naszej Matki Ziemi pozostali- oczywiście biedni, jakże by inaczej, gniją i walczą o byt, wierząc, że uda im się dostać na upragnioną stację, zwana Elysium.
Tyle o fabule. Zagłębimy się teraz w realizację filmu. Dostajemy bowiem naprawdę dobrze przygotowane kino sci-fi. Widać, że scenariusz był bardzo przemyślany, oparty na naszej obecnej sytuacji, która jest, aż za bardzo możliwa do spełnienia w przyszłości. Poraziło mnie właśnie to, że w „Elysium” nie ma żadnych niedociągnięć w odniesieniu do polityki- kilka lat temu czytałem artykuł, który mógłby posłużyć za scenariusz do tego filmu.
Wracając do realizacji. Efekty specjalne: bez zarzutu, w końcu wydano na ten film 115 mln dolarów. Nie są to pieniądze wyrzucone w błoto, wręcz przeciwnie. Tak jak w „District 9”, tak i w „Elysium” Blomkamp, stwarza coś, czego nie było. Mamy tutaj bowiem roboty, które potrafią rozpoznać sarkazm! Ale to w jaki sposób zostały przedstawione technologie, którymi już teraz dysponujemy, są całusem od twórców „Elysium” - mówię tutaj o egzoszkielecie, który już teraz jest w fazach próbnych, czy chipach wszczepianych w mózg. Wszystko to mamy już teraz, ale Blomkamp, pokazał do czego może to doprowadzić.
Minusem, który bardzo rzuca się w oczy, jest przedstawienie technologii ludzi porzuconej na Ziemi. Mamy tutaj bowiem do czynienia z AK-47 z dodanym celownikiem, samochody wyglądające jak żywcem wyjęte z naszych czasów po tuningu, egzoszkielety, pozwalające na bycie niemal jak czołg. Jednak akcja dzieje się w roku 2154.
Co do aktorów, widać tutaj wiele twarzy, które odznaczyły się w kinie sci-fi. Mam nadzieję że pan Blomkamp pozostanie niezależny w pisaniu scenariuszy, jak to robi do tej pory. Może dzięki niemu Hollywood obudzi się z nostalgii powielanych schematów.