To, że luźno oparty na książkowym pierwowzorze autorstwa Williama Steiga z 1990 roku „Shrek” stał się fenomenem kulturowym jest faktem niezaprzeczalnym i nie trzeba dziś nikogo do tego przekonywać – zapoczątkowana w 2001 roku franczyza DreamWorks Animation obejmuje cztery filmy kinowe, dziewięć krótkometrażówek, trzy telewizyjne odcinki specjalne, dwa spin-offy, serial, sceniczny musical i tematyczne parki rozrywki... uff, dużo tego, a planach cały czas pozostaje piąta odsłona filmu pełnometrażowego o zielonym ogrze. Same produkcje o Shreku wygenerowały zyski na poziomie trzech miliardów dolarów, nic więc dziwnego, że twórcy postanowili stworzyć spin-off – w ten sposób bijąca rekordy popularności seria zostaje przedłużona i może się skupić na postaciach drugoplanowych eksplorując ich przeszłość, a my jako publiczność nie mamy wrażenia, że filmowcy odcinają jedynie kupony. Wybór padł na Kota w Butach, który pojawił się w drugiej odsłonie popularnej serii DreamWorks, a jego premiera odbyła się zaledwie rok po debiucie ostatniej części „Shreka” z 2010 roku zdobywając serca fanów, jak i krytyków – recenzenci wychwalali humor i charyzmę kociego protagonisty, a publika wpłaciła do kas kin aż pięćset pięćdziesiąt pięć milionów dolarów, co zaowocowało świetnym wynikiem w światowym box officie na tle innych produkcji (trzecia najbardziej dochodowa animacja i jedenasty najbardziej dochodowy film 2011 roku). Jasne stało się, że bywalcy kin chcieli poznać dalsze przygody kociego bohatera – i chociaż na kontynuację przyszło nam czekać aż ponad dekadę, nasze życzenie w końcu się spełniło.
Film rozpoczyna zabawna i spektakularna scena przyjęcia w miasteczku Del Mar. Puszek, czyli Kot w Butach – legendarny już wyjęty spod prawa bohater – przypadkowo budzi śpiącego giganta, który atakuje naszego kociego protagonistę. Wywiązuje się zaciekła walka, w której nasz bohater ostatecznie pokonuje gargantuicznych rozmiarów przeciwnika, jednak doznaje również pewnego uszczerbku na zdrowiu z powodu bliskiego spotkania trzeciego stopnia z miastowym dzwonem. Gdy budzi się w szpitalu, lekarz uświadamia mu straszliwą prawdę –stracił już osiem z dziewięciu żyć, dlatego medyk sugeruje wcześniejsze przejście na emeryturę. Jeszcze tej samej nocy Puszek wdaje się w bijatykę, a jego wilczy oponent rani go. Straumatyzowany bohater porzuca swój charakterystyczny kostium i udaje się do przytułku Mamy Luny, na miejscu poznaje Perrito – pieska Chihuahua przebranego za kota. Wkrótce w kocim ośrodku zjawia się Złotowłosa i trzy niedźwiadki – razem planują wynająć Kota, by skradł od Jacka Placka mapę zawierającą położenie Gwiazdki z nieba, potrafiącej spełniać życzenia. W głowie zwierzęcego banity zaczyna kiełkować pomysł, by wykorzystać magiczną moc ciała niebieskiego do własnych celów – życzeniem Puszka jest przywrócenie wszystkich ośmiu żyć. W towarzystwie Perrito udaje się do piekarni Jacka Placka – cukiernika i przestępcy, który ma długą listę kradzieży różnych magicznych przedmiotów, stworzeń i ludzi – jednak jego plany krzyżuje dawna miłość, Kitty Kociłapka, a także podążająca za nim Złotowłosa w niedźwiedzim towarzystwie. Kot ostatecznie kradnie mapę i kieruje się w stronę pełnego tajemnic Czarnego Lasu, jednak jego tropem udaje się cała zgraja spotkanych wcześniej antagonistów – rywali w wyścigu o zdobycie gwiazdy spełniającej najskrytsze pragnienia. Czy to właśnie Kot w Butach wypowie ostatnie życzenie i tym samym odzyska swoje dziewięć utraconych żyć?
Od samego początku nowy reżyser sequela „Kota w butach” Joel Crawford (który zastąpił na tym stanowisku Chrisa Millera) chciał, by najnowsza kinowa odsłona przygód kociego bohatera zachowała poziom humoru z poprzednich części, ale przybrała zdecydowanie bardziej mroczniejszy ton – ostatni żywot Kota i jego strach przed śmiercią stały się motywem przewodnim i okazją do opowiedzenia nowej, być może ostatniej już historii o tym jak korzystać i cenić życie. Producent Mark Swift jest zdania, że umożliwiła to trwająca już dwadzieścia lat franczyza „Shreka”, a za inspirację posłużyły bajki braci Grimm – powstałe na podstawie wieloletnich podań, mitów i opowieści ludowych często przestrzegały przed złem, prowadząc czytelników ciemnymi ścieżkami i sprawiając, że bardziej doceniali jaśniejszą stronę świata. Z jednej z nich – „Czerwonego Kapturka” – zaczerpnięto postać wilka, który w animacji z 2022 roku stał się personifikacją strachu. Te poważniejsze sekwencje świetnie kontrastują ze scenami komediowymi, których tutaj nie brakuje. Crawford chciał uchwycić dowcipną naturę poprzednich części z serii, za którą pokochali go widzowie, jednak nie był zainteresowany jednie kopiowaniem i powielaniem gagów – jak sam to ujął: „Kot jedną łapą stoi w uniwersum Shreka, ale druga znajduje się w świecie włoskich westernów” i zadaniem reżysera było zachować odpowiedni balans pomiędzy tymi dwoma aspektami. Figlarny charakter czuć w scenie otwierającej film – twórcy nie chcieli przedstawiać bohatera jeszcze raz publiczności w zwyczajny sposób, ale pokazać na jakim etapie w życiu się znajduje tworząc otoczkę gwiazdy i bożyszcza tłumów (wzorowanej częściowo na Micku Jaggerze). W dalszej części filmu Kot miał się kwestionować wykreowaną fasadę celebryty i zastanawiać się nad tym, jak postrzega go otoczenie.
„Ostatnie życzenie” to kolejna po „Panie Wilku i spółce. Bad Guys” bajka DreamWorks, która wykorzystuje specyficzny, przypominający tradycyjną animację styl wizualny. Jeśli macie wrażenie, że jeszcze wcześniej widzieliście tę charakterystyczną, ciut komiksową formę to nie jesteście w błędzie, gdyż najnowszy „Kot w Butach” został zainspirowany stylem “Spider-Man Uniwersum” od Sony Pictures Animation (co ciekawe reżyser obrazu o Peterze Parkerze Bob Persichetti jeszcze w 2019 roku po niedawnym sukcesie miał pierwotnie odpowiadać za kontynuację „Kota w butach”). Technika ta została ciepło przyjęta przez widzów i w jej oparciu kolejne studia przygotowują swoje propozycje kinowe jeszcze w tym roku – Sony latem pokaże sequel animowanego człowieka-pająka pt. „Spider-man: Poprzez multiwersum”, a Disney uraczy nas pod koniec roku musicalem „Wish”, który opowie o genezie słynnej gwiazdy, do której swe życzenia wznosili bohaterowie bajek ze stajni Myszki Miki. To scenograf i kierownik produkcji Nate Wragg zasugerował wykorzystanie tej metody, by nadać kadrom formę bajkowych ilustracji z książeczek dla dzieci – używając najnowszej technologii twórcy postanowili stworzyć bajkowy świat, jednak różny od tego znanego nam ze „Shreka”. W jednym z wywiadów Crawford wyjawił, że wizualnie produkcja miała przypominać obraz, który można dotknąć, a wiele efektów specjalnych stworzono w oparciu o technikę tradycyjną, jak chociażby dym, czy mleko – by przekonać się jak dobrze twórcom udało się połączyć CGI z efektami 2D wystarczy zamrozić poszczególne kadry obrazu.
Do swoich ról po dekadzie wracają zarówno Antonio Banderas jako tytułowy bohater, jak i Salma Hayek Pinault wcielająca się Kitty Kociłapkę. Wśród nowych postaci w oryginalnej obsadzie znajdziemy m.in. takie charakterystyczne głosy jak te należące do Florence Pugh, Raya Winstona, czy Olivii Colman, a także amerykańskiego komika znanego ze skeczów SNL Johna Mulaneya w roli Wilka. Również w polskim dubbingu ponownie usłyszmy Wojciecha Malajkata (który też śpiewa) i Izabellę Bukowską, co niesamowicie cieszy „ucho i serducho”, gdyż nie wyobrażam sobie podmiany wokalnej tej dwójki – mam wrażenie, że opowieść straciłaby wiele ze swej magii, a także nostalgii, gdyż głos Malajkata związany jest z kocim protagonistą od samego początku. W rolach drugoplanowych wystąpili m.in. Sebastian Machalski, Monika Dryl, Elżbieta Kopocińska, Bartosz Obuchowicz, Renata Berger, czy Tomasz Bednarek. Polska ścieżka została zrealizowana przez Hiventy Poland (dawniej Start International Polska) i stoi na wysokim poziomie, niczym nie ustępując wersji angielskiej – ja bawiłem się zdecydowanie lepiej na „naszym” dubbingu.
Muzykę do animacji stworzył Heitor Pereira, który zastąpił na tym stanowisku Henry’ego Jackmana. Brazylijski kompozytor znany jest ze swoich prac do filmów animowanych z wytwórni Universal, czy Sony – odpowiada za soundtracki do „Smerfów”, „Minionków”, wszystkie odsłony „Jak ukraść księżyc”, „Angry Birds”, „Playmobil”, czy niedawny „Psi Patrol”. Jego kandydaturę zarekomendował sam producent wykonawczy studia Illumination Chris Meledandri z którym sześćdziesięciodwulatek pracował już kilkukrotnie w swojej karierze. Wydany cyfrowo album „Puss in Boots: The Last Wish” zawiera imponującą liczbę aż pięćdziesięciu trzech tracków, jednak większość z nich to trwające zaledwie minutę lub dwie tematy. Pereira świetnie uchwycił klimat animacji, nadając jej ton spod znaku „płaszcza i szpady” (czyżby celowe mrugnięcie oka w stronę fanów „Maski Zorro” i „Legendy Zorro” z Banderasem?) z charakterystycznymi instrumentami, jak gitara i kastaniety (w utworach „Vet’s Office” i „You Need To Retire”), czy pogwizdywanie z harmonijką i melancholijna trąbka (wstęp do „Bounty Hunter” i „Eulogy”) – latynoamerykański muzyk bezbłędnie odnalazł się produkcji, która dzięki niemu również muzycznie nawiązuje do włoskich „spaghetti westernów”. Prócz muzyki instrumentalnej Pereira jest współtwórcą dwóch oryginalnych piosenek – „Fearless Hero” (wykonywanej przez Antonio Banderasa) i „Por Que Te Vas” (zaśpiewanej przez Gaby Moreno). Dodatkowo w filmie możemy usłyszeć muzyczne odwołania autorstwa Harry’ego Gregsona-Williamsa do animacji „Shrek 2”, gdzie debiutował koci bohater, które mają za zadanie uderzyć w bardziej nostalgiczne tony.
WYDANIE BLU-RAY
Obraz na płycie został zapisany w formacie 2.39:1 i nie odstaje niczym w porównaniu do poprzednich wydań bajek Universala – jest ostry, jasny i pięknie nasycony kolorami. Detale jak futro Kota, czy zniszczone obuwie charakteryzują się wysoką szczegółowością, a wysoka rozdzielczość podkreśla zastosowaną technikę łączenia animacji komputerowej z tradycyjną. Oryginalna ścieżka dźwiękowa została zapisana w formacie Dolby Atmos, natomiast polski dubbing otrzymujemy jako ścieżkę Dolby Digital 5.1 – obie są pełne życia i muzyki, szczególnie w scenach akcji. Polska wersja (podobnie jak w produkcjach Disneya) zdecydowanie wygrywa – być może z sentymentu. Dialogi są wyraźnie, a piosenki zrozumiałe (choć zachowano kilka hiszpańskojęzycznych zwrotów). Na wydaniu nie umieszczono żadnych materiałów dodatkowych, menu płyty wyposażono w piktogramy.
“Kot w Butach: Ostatnie życzenie” to nadzwyczaj udana kontynuacja spin-offu “Shreka” sprzed dekady – a to rzadkość w filmowym świecie. Najnowsza odsłona przygód kociego bohatera jakościowo wręcz przebija swojego poprzednika potwierdzając, że to nie zwykłe odcinanie kuponów, czy odgrzewanie kotleta sprzed lat – napakowana akcją i humorem animacja spodoba się najmłodszym pociechom, a Ci nieco starsi docenią połączenie technologii CGI z inspiracjami tradycyjną techniką 2D i momentami nieco poważniejszy ton. Świat “Kota w Butach” jest na tyle oryginalny, szczegółowo dopracowany i zachwycający wizualnie, że na pewno nie raz i nie dwa będziemy chcieli do niego powrócić. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że kolejna produkcja DreamWorks “Kung Fu Panda 4”, która zadebiutuje na ekranach kin za rok utrzyma podobny, wysoki poziom. Nadzieję, albo wypowiedzieć życzenie do Gwiazdki z nieba – spróbować nie zaszkodzi.
Recenzja powstała dzięki współpracy z Galapagos – dystrybutorem filmu na Blu-ray.