Andrzej Wajda wymyślił, a TVP postanowiła wyprodukować film złożony z kilkunastu etiud o Solidarności, z okazji dwudziestej piątej rocznicy porozumień sierpniowych. Zaproszono do współpracy najwybitniejszych polskich twórców z różnych pokoleń, tych co największe sukcesy artystyczne święcili w PRL-u (Wajda, Zanussi, Bugajski), stawiali pierwsze kroki filmowe w okresie powstawania Solidarności (Bajon, Machulski, Bromski, Gliński), czy tych co zaczęli już w wolnej Polsce (Kolski, Trzaskowski, Szumowska). Na „Solidarność, Solidarność…” składa się trzynaście różnych pod wieloma względami etiud.
Film zaczyna się od pełnej autoironii (rzecz dotyczy filmowców) nowelki Juliusza Machulskiego „Sushi”, której to bohaterowie są pewni, że w ich życiu wydarzenia sierpnia roku 1980 nic nie zmieniły, jednak pod koniec dostrzegają, dosłownie i w przenośni, czego by nie mieli bez tego wydarzenia. Bardzo dobra jest „Torba” Andrzeja Jakimowskiego, gdzie dwóch złodziei (Guźniczak i Kiersznowski - jedna z najlepszych kreacji w całym filmie) kradnie młodemu chłopakowi (Żurek) torbę, w której znajdują się tylko opozycyjne ulotki. W złodziejach, gdy na następnej stacji widzą, że okradziony chłopak zostaje aresztowany przez esbeków, budzą się ludzkie uczucia i decydują się na szlachetny czyn. Kolejną etiudą która zyskała moje uznanie jest „Długopis” Piotra Trzaskowskiego. Twórca „Mistrza” tradycyjnie dla swojej twórczości uczynił bohaterem swojego filmu outsidera, Janusza - człowieka, który zajmuje się hodowlą gołębi i stara się żyć z długopisów z wizerunkiem Jana Pawła II, co spowodowało,że był tłamszony przez żonę i wyśmiewany przez znajomych. Jednak Lech Wałęsa podpisuje porozumienia sierpniowe jednym z januszowych długopisów i tym sposobem stają się one legendarne. To jedna z oryginalniejszych historii na temat, jak tamte wydarzenia wpłynęły na życie poszczególnych jednostek. Jednak najlepsza w całym zbiorze moim zdaniem jest „Benzyna” Filipa Bajona. Tomek (Maciej Stuhr) spotyka na peronie Filipa (Marcin Dorociński) ,który ma ze sobą kanister benzyny. Okazuje się, że obaj jadą na wybrzeże i wiedzą że w stoczni właśnie trwają strajki. Gdy Filip zaczyna czytać „Małą apokalipsę” Konwickiego, Tomek wpada w panikę, że ten chce dokonać przed bramą stoczni samospalenia i zaczyna nakłaniać coraz bardziej zdziwionego Filipa, by zmienił swoje plany. Wygłasza m.in. proste, acz piękne słowa o nadziei. Świetne jest zakończenie, Bajon puszcza oczko do widza, śmiejąc się z mocy patosu. Bardzo ciekawą formę ma „Krótka historia jednej tablicy” Feliksa Falka. Za pomocą techniki kolażowej, w kolorach czarno-biało–czerwonych, reżyser pokazuje jak logo solidarności z najważniejszego w kraju, trafia na śmietnik historii obok takich symboli jak popiersie Lenina. Zaintrygowała mnie ostatnia etiuda - film „Ojciec” Małgorzaty Szumowskiej. Bohaterką jest kilkuletnia dziewczynka, której ojciec był opozycjonistą, i przez której dom przetoczyły się setki ludzi związanych z „S”. Była świadkiem narodzin wielu ważnych decyzji. Jednak jak szczerze opowiada dorosła już kobieta, wtedy ją to nudziło, przez to nie mogła spać, miała mniej ojca dla siebie. Pokazana już dorosła bohaterka jest osobą bezideową, dla której tamten czas to tylko wspomnienie z dzieciństwa. Smutna opowieść o tym, że w ludziach wielka historia, która przeszła przez ich dom, nie pozostawiła większego śladu.
Nie do końca spodobały mi się nowele Jana Jakuba Kolskiego, Roberta Glińskiego i Jacka Bromskiego. Pierwszy twórca pokazał Polaków uwięzionych we włoskiej jaskini, którzy z relacji radiowych dowiadują się o protestach na wybrzeżu. Trzech bohaterów i trzy różne postawy - pragmatyk, idealista i konformista. Jednak ich spór wydawał mi się zupełnie sztuczny, także zabrakło w tej historii morału, a zanosiło się, że takowy będzie. U Glińskiego podobało mi się przedstawienie Stoczni Gdańskiej, miejsca gdzie narodziła się nadzieja na zmiany, jako niszczejącego cmentarzyska maszyn, jednak to wszystko przypominało publicystyczny reportaż, zabrakło artyzmu. Jacek Bromski w „I wie pan co?” opowiada o opozycjoniście (Krzysztof Stroiński), który musi w wolnej Polsce prosić się prezesa banku, kiedyś prokuratora i dygnitarza partyjnego (Janusz Gajos), przez którego spędził kilka lat w więzieniu w latach osiemdziesiątych. Ex-opozycjonista słyszy wykład o tym, że ci co walczyli o zmiany na nich stracili, a stary układ potrafił „ustawić się” w nowych realiach. Pomysł świetny, ale na koniec nie było żadnej mocnej puenty, pozostał niedosyt.
Całkowicie zawiodłem się na nestorach polskiego kina – Krzysztofie Zanussim i Andrzeju Wajdzie, których to twórczości jestem miłośnikiem. Opowiedzieli o sobie i poza megalomanią widzowi nie oferują nic. Jerzy Domaradzki pokazał historię tablicy z postulatami stoczniowców, szkoda, że wygląda to jak spot polityczny przygotowany z okazji kolejnej kampanii wyborczej. Z kolei teledysk Ryszarda Bugajskiego, podobnie jak utwór Grzegorza Markowskiego i zespołu Wu-Hae uważam za najsłabszy element filmu. Bilans zebranych nowel jest pozytywny.
Całkiem przyjemnie i bez znużenia ogląda się „Solidarność, Solidarność…”. Od powstania minęło kilka lat i nie doszło do wysypu filmów w tym gatunku. Myślę, że to dobrze, zostawiłbym ten rodzaj twórczości filmowej na specjalne okazje, czy też wyjątkowe pomysły artystyczne, bo nadmiar mógłby szybko znudzić i zrazić widza.