„Wielki Gatsby” – jedna z najlepszych powieści, jakie czytałam. Podobał mi się zarówno pomysł, fabuła jak i skomplikowane postaci, zwłaszcza protagonistów. Do tego dochodziło spojrzenie na środowisko i splendor tamtych lat oraz dramat jednostki, która zmierzała ku samozagładzie. Kiedy dowiedziałam się, że zdecydowano się na kolejną ekranizację tej książki, byłam w lekkim ambarasie – nie wiedziałam czy produkcja odda magię powieści, w końcu bardzo rzadko zdarza się, by film dorównywał swojej papierowej wersji. Czy i tym razem tak właśnie było?
Nick Carraway to makler giełdowy, który zarabia grosze. Jego spokojne, acz uporządkowane życie zmienia się, kiedy sąsiad bohatera, tajemniczy i bardzo zamożny Jay Gasby, prosi go o pewną nietypową przysługę. Pragnie spotkać się z kuzynką Nicka – Daisy Buchanan. Okazuje się bowiem, że kiedyś ta dwójka była w sobie szaleńczo zakochana, jednak przewrotny los pokierował ich drogą tak, iż dziewczyna wyszła za mąż za kogoś innego. Gatsby pragnie odzyskać jej względy, w czym ma mu pomóc Nick.
Zacznę może od stwierdzenia czy film „Wieki Gatsby” to adaptacja, czy może rzeczywiście ekranizacja powieści o tym samym tytule. Otóż, owszem, nie uniknięto pewnego przekoloryzowania i innej interpretacji faktów, jednak produkcja Baza Luhrmanna zasługuje na miano ekranizacji. I to dobrej. Wprawdzie nie było mi dane obejrzeć wcześniejszych prób innych reżyserów przeniesienia na język filmowy książki Fitzgeralda, dlatego trudno porównać mi tę najnowszą do swoich poprzedniczek, jednak uważam, że jeśli chodzi o prawie wierną ekranizację, wersji z 2013 roku nie można zarzucić wiele nieścisłości.
Tym, co najbardziej uderza w produkcji są zdjęcia i kostiumy. Bajeczne lata 20-te XX wieku. Szampan leje się litrami, każdy dzień to jedna wielka impreza (oczywiście mówię o warstwach uprzywilejowanych), a pieniądze dosłownie rosną na drzewach. Właśnie tak został przedstawiony splendor tych lat w omawianym filmie. Wprawdzie widać, że jest to pewne wyolbrzymienie, moment imprezy w domu Gatsby’ego to przyjęcie, którego nie powstydziłby się arabski szejk, ale o dziwo - nie raziło mnie to. W książce to życie nie zostało wprawdzie przedstawione tak bajecznie, bardziej skupiono się na psychologizacji postaci, niż tej otoczce bogactwa, jednak film rządzi się innymi prawami. Dzięki temu można śmiało powiedzieć, że przepych bije w tej produkcji w oczy. Tak samo jak drogie i piękne stroje – bajeczne suknie i garnitury szyte na miarę. I chyba to jest zarazem największym minusem filmu. Bardziej skupiałam się na wyglądzie postaci i otoczenia, niż na opowiadanej historii.
Co do gry aktorskiej – Leonadro DiCaprio po raz kolejny („Infiltracja”, „Django” czy „Gangi Nowego Jorku”) pokazał, że jest rewelacyjnym aktorem. Wprawdzie nie mógł w tym filmie pokazać prawdziwego wachlarza swoich umiejętności, jednak od razu widać, jak dużo potrzeba, żeby zagrać tak dobrze, jak Leonardo. Osobiście jestem pod wrażeniem gry Tobeya Maguire. Niespecjalnie podobało mi się do tej pory to, jak odtwarzał swoje role. Jednak w tym filmie, mimo tego, że gra postać myśliciela i obserwatora, który pokazuje bardzo mało emocji (najwięcej w scenach, kiedy opowiada), to widać, że się stara. Carrey Mulligan została przyćmiona przez męską obsadę filmu. Zarówno jej postać, jak i gra, nie wniosły dużo do filmu. Była osobą, w której kocha się główny bohater. Owszem, nieźle poradziła sobie z graniem naiwnej, głupiutkiej i niezdecydowanej, jednak to nie wystarczy.
Ścieżka dźwiękowa – coś, czym prawie wszyscy się zachwycają. Czuć w niej powiew lat 20-tych. Dodanie do muzyki tamtych lat współczesnych elementów wprowadziło swego rodzaju misz-masz, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Rytmicznie, jazz plus hip hop, delikatniejszy smooth. Bardzo szeroki zakres rodzajowy świetnie oddaje klimat filmu.
Większość twierdzi, że „Wielki Gatsby” to zły film. Nie mogę się z tym zgodzić. Tu chodzi o widowiskowość, a ta jest bardzo mocna – uderza w widza i urzeka go. Jeżeli podobał Wam się „Oz Wielki i Potężny” (oczywiście mam na myśli wykonanie, nie fabułę), to i ten film przypadnie Wam do gustu.