Ukazywanie na dużym ekranie postaci komiksowych jest już niemal standardem dzisiejszego kina. Twórcy co rusz serwują Nam kontynuacje starych dobrych przebojów opowiadających o wyczynach niesamowitych herosów, jak również prezentują nowych, tajemniczych bohaterów o nadprzyrodzonych zdolnościach. Aktualnie mamy również możliwość zapoznać się z postacią Ghost Raidera, czyli kolejnym nadczłowiekiem stworzonym przez Marvela.
„Ghost Rider” to historia motocyklisty-kaskadera Johnnego Blaze’a. Jako młody chłopak podzielał zainteresowania ojca i wraz z nim zachwycał publikę swoimi występami. Z czasem przez przypadek dowiaduje się, iż ojciec jest poważnie chory i wówczas pojawia się Mefistofeles oferując podpisanie paktu. Młody Johnny godzi się na układ, który ma uratować życie bliskiej mu osobie. Zgoda na diabelskie warunki zupełnie rujnuje mu życie, gdyż traci ojca w tajemniczym wypadku i ucieka od swojej młodzieńczej miłości. Po latach Mefistofeles upomina się o swoje chcąc by Johnny został Ghost Riderem, a jego pierwszym zadaniem ma być zniszczenie Black Heart’a, który chce stworzyć swoje własne piekło. Sprawę dodatkowo komplikuje spotkanie z ukochaną z dawnych lat.
Oglądając szereg wcześniejszych ekranizacji komików Marela musze przyznać, że tą uważam za jedną z najsłabszych. Jedną z głównych wad jest sam scenariusz, który dla widza jest dość prosty i co gorsze, przewidywalny. Do tego dochodzą dość oklepane kwestie oraz nieco kiepsko grający odtwórcy głównych ról. Na pewno nie jest to powrót do świetności w wykonaniu Nicolasa Cage’a, który jako Johnny Blaze wypadł słabo, a do tego nic wielkiego nie pokazała Eva Mendes, oczywiście prócz urody. Blado wypadł również doświadczony Peter Fonda, który postać władcy piekieł ukazał w mało przekonywujący sposób. Całość obsady ratuje jedynie Sam Elliott, który z rolą dozorcy poradził sobie świetnie.
Głównym atutem filmu są na pewno efekty specjalne, które są uciechą dla oka. Świetnie prezentuje się sama postać Ghost Ridera, jego zabójczy wzrok czy sceny walki gdy używa płonącego łańcucha. Prócz tego doskonale dopracowany motocykl szczególnie podczas sceny przejazdu przez miasto gdy asfalt dosłownie topi się pod płonącymi kołami pojazdu wysłannika Mefistofelesa. Świetnie pod względem efektów przedstawia się również scena gdy ujawnia się poprzedni Ghost Rider na swoim ognistym rumaku.
Prócz oczu wielu widzów nacieszy również uszy, bo muzyka uzupełniająca całość prezentuje się również całkiem nieźle. Jest z gatunku tych cięższych, ale to zrozumiałe przy tak mrocznych aspektach jakie porusza film.
Niestety mimo dość dużego rozgłosu „Ghost Rider” nie jest niczym nadzwyczajnym, a szkoda, bo potencjał był całkiem spory. Jest to jednak pozycja wręcz obowiązkowa dla fanów bohaterów Marvela, bo „czaszkogłowy” zajmuje w świecie komiksów wysokie, zaszczytne miejsce. Osoby które chcą miło spędzić czas również nie będą znudzone, bo mimo słabego scenariusza jest wiele scen walk i pościgów.