Jeszcze w 2019 roku Pixar zapewniał, że „Toy Story 4” będzie jego ostatnim sequelem na jakiś czas, a w planach słynnego studia miały znajdować się same oryginalne projekty, jednak przyszłość szybko zweryfikowała te zapewnienia – po finansowych niepowodzeniach kilku kolejnych nowych produkcji, których premiery nieszczęśliwie przypadły na okres pandemii koronawirusa, twórcy wrócili do realizowania kontynuacji swoich największych hitów z katalogu, a przytłaczający sukces „W głowie się nie mieści 2” z 2024 roku tylko upewnił włodarzy wytwórni w przekonaniu, że najbardziej bezpiecznym i pewnym sposobem na zarabianie pieniędzy w kinach jest stawianie na nostalgiczne podejście do tworzenia filmów. Najświeższym dowodem na podparcie tej tezy jest zapowiedź „Coco 2”, czyli ciąg dalszy bajki z 2017 roku o przygodach Miguela w Krainie Umarłych, która może pochwalić się nie tylko dwoma Oscarami, ale i światowymi dochodami przekraczającymi osiemset milionów dolarów. Za kamerą ponownie staną Lee Unkrich i Adrian Molina, a premiera drugiej części zaplanowana została na 2029 rok – by jednak dopiąć tego terminu Molina został odsunięty od jednego z oryginalnych projektów, którego produkcja od samego początku miała pod górkę, a ciągle przesuwana premiera poskutkowała tym, że film „Elio” przeszedł przez kina bez echa, podkreślając problem z którym borykał się jego młody bohater: niezrozumienie i samotność.
Bohaterem najnowszego oryginalnego przedsięwzięcia studia Pixar jest jedenastoletni Elio, który ma niemałe trudności z dostosowaniem się do otaczającej go rzeczywistości, jednak ma ku temu powód – chłopiec niedawno stracił rodziców, a opiekę nad nim przejęła ciocia Olga: kobieta, która zrezygnowała z osobistych aspiracji do zostania astronautką, by wychować malca. Czując, że jest niechciany, wrażliwy Elio zamyka się w swoim świecie i poświęca każdą chwilę swojej największej pasji – mały marzyciel jest fanem wszystkiego, co związane z kosmitami i wierzy, że Ziemia nie jest jedyną zamieszkałą planetą we wszechświecie. Jego zainteresowania narodziły się pewnego zwykłego dnia podczas wycieczki do muzeum, gdy odwiedził salę poświęconą podbojowi kosmosu – chłonąc niczym gąbka wodę informacje dotyczące ciał niebieskich, świat na chwilę przestał istnieć a wraz z nim wszelkie ziemskie zmartwienia. Wkrótce Elio ma dostać szansę na spełnienie najskrytszych marzeń i bliskie spotkanie trzeciego stopnia z ekscentrycznymi formami życia – chłopiec zostaje przetransportowany do Komuniwersum: międzyplanetarnej organizacji, której członkami są przedstawiciele wielu różnych odległych galaktyk i omyłkowo uznany za przywódcę Ziemi. Elio będzie musiał nie tylko zawszeć nieoczekiwane sojusze, by poradzić sobie z międzygalaktycznym kryzysem, ale i przekonać samego siebie, że zasługuje na miejsce w wielkim kosmicznym świecie.

„Elio” był w planach studia Pixar już od 2022 roku, a początkową datą premiery był marzec 2024 roku, jednak wskutek nagłej zmiany na reżyserskim fotelu, strajku scenarzystów oraz konieczności znalezienia zastępstwa dla Ameriki Ferrery, która miała wcielić się w jedną z głównych postaci, kinowy debiut animacji przesunięto aż o piętnaście miesięcy – pierwotny pomysł zakładał znacznie mroczniejszy wydźwięk i przeznaczony dla nieco starszej publiki o osobistym zabarwieniu (reżyser Adrian Molina, podobnie jak Elio, dorastał na terenie bazy wojskowej, zmagając się na co dzień z poczuciem izolacji i niespełnienia). Każdy kto widział pierwszą zapowiedź animacji Pixara opublikowaną jeszcze w czerwcu 2023 roku zauważy wiele różnic w porównaniu z końcowym zwiastunem: w nowej wersji główny bohater chce być porwany przez kosmitów, jego sojusznikiem zostaje Glordon, a nie ojciec Lord Grigon, zmieniono też aspekt obrazu na panoramiczny, by nadać widowiskowy format kojarzony z kinem sci-fi. Molinę zastąpiła Domee Shi, mająca już na koncie opowieść o dorastaniu „To nie wypanda” z 2022 roku, a obie wizje pomogła scalić Madeline Sharafian, która wcześniej pracowała nad storyboardami zarówno do „Turning Red”, jak i „Coco”, wprowadzając tym samym do fabuły wiele popkulturowych odniesień do klasyki gatunku, jak „E.T” (dzieci w maskach), czy „Terminator 2” (scena topienia klona Elio).
Sporo również wizualnych nawiązań do przeszłych przebojów z katalogu Pixara, których doszukamy się już na plakacie – oficjalny font przywołujący na myśl charakterystyczną czcionkę do innej osadzonej w kosmicznej rzeczywistości produkcji „Wall-E” z 2008 roku to jednak nie jedyne odniesienie do bogatej twórczości studia filmowego z Emeryville, bowiem już początkowa scena filmu przypomina widzom o wyciskającym łzy montażu z „Odlotu” z 2009 roku, w którym w przyśpieszonym tempie śledzimy życie Carla Fredricksena, stratę wyczekiwanego dziecka, a następnie śmierć jego ukochanej żony – również „Elio” zaczyna się od żałoby, a jedno z jego pierwszych zdań, które wypowiada to „jedyni ludzie, którzy mnie lubili, odeszli”. Pixar przyzwyczaił swoich odbiorców, że w centrum historii zawsze znajdują się relacje – tym razem śledzimy rozwój zażyłości bohatera z jego pozaziemskim odpowiednikiem, który podobnie jak Elio czuje się niezrozumiany w swoim świecie. Choć animacja nie mówi tego wprost, trudności chłopca z wyrażaniem emocji oraz obsesyjne zainteresowanie kosmosem można interpretować jako subtelną reprezentację dziecka w spektrum autyzmu. Poza Ziemią Elio jest „obcym”, ale tak naprawdę dopiero tam może w pełni się otworzyć bez obaw przed brakiem akceptacji i przepracować swoje traumy, ucząc się jednocześnie, że ucieczka nigdy nie jest dobrym wyjściem na rozwiązanie problemów.

Głosu tytułowej postaci użyczył Yonas Kibreab, który na swoim koncie miał dotąd jedynie drugoplanowe role w telewizyjnych produkcjach skierowanych do młodszej widowni. „Elio” to pierwszy tytuł w CV pochodzącego z Filipin aktora o afrykańskich korzeniach, w którym piętnastoletni Kibreab miał szansę na zaprezentowanie swoich umiejętności przed znacznie szerszą publicznością, a rola zagubionego w świecie chłopca w rzeczywistości pomogła samemu Yonasowi zrozumieć pewne tematy. Jak przyznał podczas nagrywania dialogów: „To Elio pomógł mi, gdyż jego historia poruszała wiele poważnych motywów, jak samotność, z którymi łatwo mi było się utożsamić szczególnie w erze postcovidowej”. To nie jedyna paralela, która łączy aktora z jego ekranowym protagonistą – oboje dzielą też zainteresowanie kosmosem, a rola w animacji Pixara dodatkowo rozbudziła w Yonasie wielką miłość do kina z gatunku science-fiction. W prawną opiekunkę Elia wcieliła się Zoe Saldana, której postać ewoluowała wraz ze scenariuszem – pierwotnie Olga była matką głównego bohatera o głosie Ameriki Ferrery, ale zakulisowe zmiany w fabule uniemożliwiły latynoskiej aktorce dogranie partii. W nowej wersji Olga jest ciocią chłopca, a kojarzona z kinem sci-fi gwiazda „Avatara” wiarygodnie zbalansowała jej charakter, łącząc naturalne ciepło kojarzone z macierzyńskim instynktem z surowością wymaganą w militarnej profesji, którą nie raz odgrywała na ekranie.
Oryginalną ścieżkę dźwiękową stworzył Rob Simonsen, odpowiedzialny za takie projekty, jak „Nerve”, „Twój Simon”, czy „Wieloryb”. Na swoim pierwszym soundtracku do filmu animowanego kompozytor nadał muzyce głębi z każdej możliwej strony. Jak sam mówi: ”Od początku pociągała nas idea sygnału, który rozpoczyna film jako prosty impuls. To dźwięk ludzkości pytającej, czy jesteśmy sami. To też dźwięk bohatera, który zastanawia się, czy jest sam. Samotność to ważny temat tego filmu. Ten koncept stał się częścią DNA całej partytury. Stworzyliśmy motyw powiązany z tym sygnałem, później przekształca się on w odpowiedź od Komuniwersum, że nie jesteśmy sami, że jesteśmy częścią czegoś znacznie większego”. Score mniej skupia się na tym, gdzie przebywa Elio – na Ziemi, czy w kosmosie – a bardziej na emocjonalnym wymiarze opowieści. Aby zilustrować swoją misję, Simonsen w wielu momentach korzystał z syntezatorów, które tworzą barwne arpeggia, wpisujące się w całą orkiestrację, choć są też fragmenty, gdzie słyszymy szerokie przestrzenie syntezatorów analogowych i przetworzonych brzmień z instrumentów Buchla, Moogów i innych. Sporo tu programowania, które brzmi technicznie, ale zarazem ludzko: te brzmienia oddają bardziej emocjonalny krajobraz Elia, niż dosłowną przestrzeń kosmiczną, którą reprezentuje orkiestra symfoniczna z chórem. Całość stworzyła tło dźwiękowe, który jest zarazem obce, jak i ciepłe.

WYDANIE DVD
Animacja „Elio” debiutuje na dyskach fizycznych trzy miesiące po swojej premierze kinowej, czyli w standardowym dla Disneya okienku czasowym. Obraz na płycie DVD został zapisany w panoramicznym formacie 2.39:1, czyli wyświetli się na telewizorze z czarnymi paskami u góry i dołu ekrany – bez żadnego zaskoczenia transfer przygotowany przez Disneya stoi na bardzo wysokim poziomie: żywe kolory obcej cywilizacji przywołują malownicze światy znane nam z poprzednich produkcji studia, w tym „Miedzy nami żywiołami”, czy „W głowie się nie mieści” z widocznymi teksturami i detalami różnokształtnych ciał kosmitów oraz fantazyjnymi kreacjami pozaziemskich lokacji. Zarówno oryginalna, jak i polska ścieżka dźwiękowa zostały zapisane w formacie Dolby Digital 5.1 i obie celująco zadają egzamin, szczególnie gdy bohater trafia do energicznego Komuniwersum, a w wolniejszych i zarazem emocjonalnych chwilach wybija się elektroniczny soundtrack Roba Simonsena. W polskim dubbingu usłyszmy głosy m.in. Tymona Bitkoweskiego (Elio), Marię Sobocińską (Olga), Jerzego Darochę (Glordon), Borysa Szyca (Ambasador Helux), Jakuba Wieczorka (Lord Grigon), Julię Pietruchę (Ambasadorka Questa) i Magdalenę Herman-Urbańską (Uuuuu). Na wydaniu DVD tradycyjnie już nie znajdziemy żadnych materiałów dodatkowych.
PODSUMOWANIE
Ludzi od zawsze fascynowały wycieczki w kosmos i możliwe spotkania z pozaziemskimi cywilizacjami – w historii kinematografii praktycznie od jej początków możemy znaleźć ślady tego zamiłowania: najlepszym przykładem jest „Podróż na Księżyc”, czyli francuski niemy film science-fiction z 1902 roku stworzony przez Georges’a Mélièsa na podstawie książki Juliusza Verne’a. Temat podniebnych podróży podłapali współcześni wizjonerzy z Hollywood ze Stevenem Spielbergiem na czele, którego takie fantastyczne produkcje, jak „Bliskie spotkania trzeciego stopnia”, czy „E.T.” przeszły już do klasyki gatunku. O tym, że nie jesteśmy jedyną inteligentną formą życia w kosmosie próbował dowieść także Robert Zemeckis w „Kontakcie” z 1997 roku, przekonując widzów ustami Jodie Foster, że „jeżeli bylibyśmy sami we wszechświecie, to byłoby to straszne marnotrawstwo przestrzeni”. Na to fundamentalne pytanie odpowiada także najnowszy, dwudziesty dziewiąty film animowany ze studia Pixar o tytule „Elio” – wytwórni, która zbudowała w końcu swoją firmę na postaci fikcyjnego astronauty Buzza Astrala. Zaspakajając głód pozaziemskiego kontaktu wśród najmłodszych, kreatywni filmowcy z Emeryville proponują soczyście kolorową rzeczywistość odległych galaktyk i pomysłowy design kosmitów, jednak pod tą przykuwającą oko barwną patyną kryje się również ważne przesłanie – to historia chłopca, który wybiera eskapizm, gdyż czuje się zagubiony wobec wielkości ziemskiego świata, jednak twórcy udowadniają, że nie rozwiążemy problemów będąc nawet tysiące lat świetlnych od nich. Budując relacje z obcymi i konfrontując się z własnymi lękami, bohater zaczyna rozumieć, że warto być sobą, nawet jeśli cały (wszech)świat wydaje się mówić coś zupełnie innego – ta wiedza to może mały krok dla młodego widza teraz, ale wielki dla jego zdrowia emocjonalnego w przyszłości.
Recenzja powstała dzięki współpracy z Galapagos – dystrybutorem filmu na DVD.
Zdj. Galapagos