Seria horrorów pod szyldem „Paranormal Activity” ma jeden spory problem – twórcy nie wykorzystują potencjału, jaki leży w tych produkcjach. Owszem, wszelkie części, no dobrze, prawie wszystkie, ciekawie łączą się ze sobą, ale na tym plusy tych obrazów się kończą. Jest nijak, za bardzo powtarzalnie i przewidywalnie oraz, co gorsza, cały klimat strachu gdzieś wyparowuje. Jedynie przez ostatnie dziesięć minut filmu coś konkretnego zaczyna się dziać. Czy najnowszy „Paranormal Activity” również trzyma niski poziom swoich poprzedników? Niestety tak.
Kolejna rodzina wprowadza się do pewnego domostwa. Nieświadomi niczego mieszkańcy przygotowują się do nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia. Ozdabiają choinkę, dom, ogród. Podczas buszowania w pudłach z ozdobami natrafiają na jedno, które nie należy do nich. W znalezionym pudle znajduje się stara i dość specyficzna kamera wideo oraz kilkanaście kaset VHS. Nie zastanawiając się długo, głowa rodziny – Ryan oraz jego brat – Mike, postanawiają zapoznać się z treścią nagrań i wypróbować nowe urządzenie. Nie wiedzą, że czeka ich szokujące odkrycie.
W tej części dostajemy zagwozdkę w postaci kultu szatana, piekielnych przejść, niczym w filmie „Poltergeist” – choć nie tak spektakularnych, i kolejnej grupki zwariowanych dzieci. Kawałek po kawałku bohaterowie w bardzo naiwny sposób dochodzą do rozwiązania zagadki nagrań. Bardzo szybko przyjmują do wiadomości, że ich dom jest opętany, że trzeba walczyć ze złem w postaci demona, który pragnie ich córki.
W całym tym zamęcie nie mogło oczywiście zabraknąć księdza i jego walki ze złem. Przecież woda święcona i słowa z Biblii to najpotężniejsza broń w walce z wysłannikami szatana i nim samym. Przynajmniej tak twierdzą bohaterowie. Na szczęście twórcy darowali sobie i widzom, katorgi w postaci długich rytuałów egzorcyzmów. Nie poszli w typową sztampę – przynajmniej w jednej scenie w tej produkcji.
W jednej, bo każda inna jest do bólu przewidywalna. Zwłaszcza jeżeli zna się wcześniejsze części „Paranormal Activity”. W końcu model postępowania i działania każdej z sił jest dokładnie taki sam. Budowanie napięcia woła o pomstę do nieba, a straszne momenty można policzyć na palcach jednej ręki. Szkoda, że twórcy nie wiedzą, jaki kierunek obrać. Gdyby większość produkcji trzymała w napięciu, a nie tylko ostatnie dziesięć minut, byłoby o wiele lepiej. Wtedy film można byłoby nazwać horrorem. A tak to zabawa w kotka i myszkę z utartymi schematami i komputerowymi duchami. Które, nota bene bywają nawet chwilami straszne. Ale tylko chwilami.
„Paranormal Activity” to kolejny nieudany film serii. Aż dziwota, że powstało jej tyle części, skoro żadna nie zaskakuje i tym bardziej nie przeraża. Zapewne historia może doczekać się jeszcze kilku nieudanych odsłon. W końcu wątek nie został całkowicie zamknięty. A szkoda, bo najwyższa pora, by zrezygnować z odgrzewania tego kotleta.