Ostatnio w Hollywood ewidentnie wraca do łask kino klasy D… W ostateczności C. I to (o dziwo!) z rewelacyjnym skutkiem. Wydawać by się mogło, że czasy gdzie kicz i tandeta były trendem w amerykańskim kinie rozrywkowym minęły bezpowrotnie z początkiem lat 90-tych. Okazuje się jednak, że współczesna publiczność zatęskniła za niezobowiązującą rozrywką, która nie sili się na bycie niczym ponad to, czym w rzeczywistości jest. W tym sezonie mieliśmy już „Niezniszczalnych” Stallone’a czy „Machete” Rodrigueza – obrazy w swoim gatunku rewelacyjne, nawiązujące klimatem do typowych gniotów, wyświetlanych w samochodowych amerykańskich kinach w latach 80-tych. Podobnej recepty na film poszukał Alexandre Aja, reżyser „Piranii 3D” – filmu tak szmirowatego i głupiego, że aż nieprzyzwoicie przyjemnego w odbiorze.
Plan reżysera był niezwykle prosty. Postanowił on zaspokoić potrzeby „popcornowego” widza w stopniu wręcz kompletnym. Chcecie dużo krwi i latających we wszystkich kierunkach flaków? – proszę bardzo. A może masy golizny i blondynek z dużym sylikonowym biustem? – nie ma problemu. Ciepła plaża, głośna muzyka, odmóżdżająca rozrywka oraz brak fabuły przy której musielibyśmy uruchomić choć jedną szarą komórkę ? – dla widza zrobię wszystko! Żeby nie było nudno pokażmy to wszystko w najmodniejszym w tym sezonie 3D i hit kasowy murowany. Co jednak najdziwniejsze, w przeciwieństwie do poprzednich filmów reżysera („Lustra” , „Wzgórza mają oczy”), „Piranie” ogląda się bez bólu, właśnie dzięki ujęciu jej przez twórcę w ogromny gatunkowy nawias.
Horrory robione „na poważnie” przeżywają kryzys, bo się zwyczajnie opatrzyły. Nikt już nie chce bać się czegoś, co nie jest straszne, ekscytować czymś, co nudzi i gorszyć czymś przyzwoitym. Typowy mainstreamowy widz chce dziś czegoś więcej, chce przekroczyć barierę rozrywki do tej pory nieosiągalną. Iść poziom dalej i nie musieć udawać, iż kolejna „Piła” jest filmem co najmniej udanym. Alexandre Aja te bariery przekroczył w sposób zdawałoby się całkowicie naturalny kręcąc bzdurną historie, która ma widza po prostu uradować. A że opowiada ona o ataku uwięzionych przez 2 miliony lat pod powierzchnią oceanu wygłodniałych piranii na kurort położony nad jeziorem Wirginia, gdzie spędza akurat ferie tysiące napalonych, alkoholizujących się nastolatków? Jak dla mnie na jesienny, chłodny wieczór – rozrywka wręcz idealna.
Dodatkowym smaczkiem w tej rybnej sałatce mogą być drugoplanowe role Richarda Dreyfussa (znanego m.in. z roli w „Szczękach” Spielberga) oraz Christophera Lloyda (szalony dr Emmett z „Powrotu do przyszłości”). Obydwaj aktorzy rewelacyjnie oddali niezobowiązujący charakter filmu, który w zasadzie jest nie tyle parodią gatunku, co parodią w pewnym sensie samego siebie. Nie ma tu bowiem ani jednej sceny na serio, a zaskoczyć może nas wyłącznie odgryziony przez piranie penis… producenta filmów porno.
Jesteście gotowi na krwawą jazdę bez trzymanki i 80 minut głupawej rozrywki? Jeśli tak to zapraszam na nową wersje „Szczęk”, która w przeciwieństwie do oryginału oraz zębów piranii jest aż nader tępa.