Kilka dni temu w naszym serwisie
pojawił się artykuł Bogdana Koziary pt. „Wybierając śmierć”. Autor porusza w
nim temat eutanazji w oparciu o dokument stacji BBC zatytułowany „Decydując się
na śmierć”. Tak się złożyło, że wczoraj obejrzałem film o tej samej tematyce –
„W stronę morza” Alejandro Amenábara. Przedstawiający prawdziwą historię obraz jest
bardzo kontrowersyjny, ale też wzruszający i mądry.
Ramón Sampedro był człowiekiem,
który przez blisko 30 lat starał się uzyskać na drodze sądowej prawo do
śmierci. Sparaliżowany od szyi w dół po tragicznym w skutkach skoku do wody,
zdany był na łaskę i opiekę rodziny. Żyjąc, we własnym mniemaniu, poniżej
wszelkiej godności, chciał umrzeć w zgodzie z prawem. Żaden sąd jednak nigdy
nie przychylił się do wniosku Ramóna o eutanazję.
Alejandro Amenábar jest bardzo
wszechstronnym reżyserem. Kręci filmy różne gatunkowo, każdy w innej
stylistyce. Wszystkie są jednak intrygujące, a przede wszystkim sprawnie
zrealizowane. „W stronę morza” jest dodatkowo obrazem zaangażowanym, z którego
jasno wynika, po jakiej stronie opowiada się reżyser. Jego subiektywizmu nie
odbieram wcale negatywnie, wprost przeciwnie – z takiej postawy bije całkowita
szczerość. Eutanazja jest tematem niezwykle delikatnym, kontrowersyjnym, przedstawiciele
poszczególnych „obozów” raczej nie przekonają siebie nawzajem do swoich racji.
Przyjętego poglądu nie zmieni na pewno film Amenábara, z którego treścią i
przesłaniem można się zgodzić bądź je odrzucić, trudno zaś wobec nich pozostać
obojętnym.
W swoim obrazie Amenábar unika
ckliwości i taniego sentymentalizmu. Choć nie jest to dramat, który ściska
gardło, to jednak angażuje odbiorcę i skupia jego uwagę, w czym największa
zasługa leży po stronie głównego bohatera. Reżyser nie przedstawia go jako
osobę zrezygnowaną, nieprzystępną, pragnącą izolacji. Ramón Sampedro jest
zupełnie inny, to człowiek pełen ciepła, na twarzy którego często gości
serdeczny uśmiech. Uwielbia towarzystwo, chętnie poznaje nowych ludzi oraz
pielęgnuje stare przyjaźnie. Można sobie tylko wyobrazić, jak wspaniałym,
oddanym byłby człowiekiem, gdyby nie feralny skok do wody – wydarzenie, które
określiło blisko 30 następnych lat jego życia. W podjętej decyzji Ramón jest
nieprzejednany – choć często tego po nim nie widać, on wie, że chce umrzeć i że
nikt i nic nie jest w stanie tego postanowienia zmienić. Wcielenie się w taką
postać, a następnie stworzenie przekonującej kreacji, było z pewnością nie lada
wyzwaniem, któremu Javier Bardem sprostał w zupełności. Postarzony o kilkanaście
lat w efekcie charakteryzacji (nominacja do Oscara) Hiszpan mógł grać głównie
twarzą, oddając tym samym nastrój i emocje towarzyszące jego bohaterowi. Ze
swojego zadania wywiązał się znakomicie, gdyż patrząc na ekran nie widziałem
Javiera Bardema, lecz Ramóna Sampedro.
„W stronę morza” to ważny film na
ważny temat. W swojej wymowie jest proeutanazyjny, przekonuje, że każdy zdrowy
na umyśle człowiek powinien mieć prawo do stanowienia o własnym życiu. Według
Ramóna Sampedro jego bierna egzystencja była profanacją życia, na którą się nie
godził i którą chciał przerwać. Na drodze stanął mu jednak aparat państwowy.
Obraz Alejandro Amenábara dotyka
także innej, istotnej kwestii. Mianowicie przypomina o tym, jak wielkie
szczęście mają ludzie zdrowi, sprawni, którzy mogą normalnie funkcjonować. Łatwo
o tym zapomnieć, traktować jak coś oczywistego. Tymczasem dla Ramóna Sampedro
dystans dzielący go od rozmówcy był odległością nie do pokonania, czymś, czego
on już nigdy nie miał przekroczyć. „W stronę morza” to piękny film, z którego
wiele się wynosi i dzięki któremu można naprawdę docenić to, co się ma.